Niepokoi to, że za dużo na raz - i to w różnych obszarach systemu oświatowego - chce się zmienić.
„Ręka, męka, dębina / ja idę do szkoły…” Już nie pamiętam, czy to fragment piosenki, czy wierszyka z przedwojennej szkoły. Tak czy inaczej, tysiące dzieci mogą powtórzyć te słowa i pierwszego września pójść do szkoły. Znam różne szkoły, choćby z opowiadań rodziców. Chociażby tę w Łosińcu, bieszczadzkiej wiosce, gdzieś z roku 1922. Dwie izby, sień, tu klasa, naprzeciw pokój mojego Taty. Służył prywatnie i służbowo. Na dachu wieżyczka, na niej dzwonek ze sznurkiem. Koza wlazła do „kancelarii” przez okno i zjadła plan lekcji… Potem to Tato już był inspektorem i takie czy większe szkoły wizytował. Biednie było, ale system oświatowy młodego państwa działał.
W roku 1939 przyszedł system sowiecki. Działał, ale wedle innych celów, wartości, zakresu programu. No i pod innym, czujnym okiem i uchem. Później był krótko system niemiecki. A potem wysiedlenie z Polski do Polski. I też szkoła. Dla rodziców bez pensji, rolnicza, z dostępem do państwowego gospodarstwa (miałem mleko od państwowej, socjalistycznej krowy). Oblicze szkoły od lat powojennych wciąż się zmieniało. Niekoniecznie na lepsze. Zawód nauczyciela był pod szczególnym nadzorem – od kształcenia i formowania kandydatów do tej pracy. No i służby – ale komu? Dobrze, jeśli nie działo się to ze szkodą dla dzieci i młodzieży. I tak po prawdzie ten kontredans reform i kontrreform, postępowych i wstecznych, rzeczowych i światopoglądowych trwa wciąż.
Daleki jestem od ferowania osądów czy wyroków. Lata spędziłem w szkole jako nauczyciel religii, także na zastępstwach z fizyki. W życiu i pracach grona pedagogicznego udział brałem. Teraz żyję z nauczycielskiej emerytury. Wiem, ile obecność księdza w szkole może dobrego zrobić. Na różne sposoby. Wiem także, ilu księży w tej roli świetnie się sprawdza. Biedą bywają personalne zmiany w parafiach. Są i świeccy katecheci. Znam wielu mocno zaangażowanych, świetnie przygotowanych, żyjących i swoją wiarą, i życiem swojej szkoły. A nauczyciele innych przedmiotów? Podobnie jak katecheci – dobrzy, lepsi, wymagający bardziej, czasem mniej. Ale tak zawsze było i pewnie będzie niezależnie od przedmiotu.
A nad wszystkimi – kuratorium i ministerstwo. To tam rodzą się wszystkie reformy systemu oświaty – od organizacji sieci szkolnej po programy i związane z nimi podręczniki. To w największym skrócie. Czy te zmiany są potrzebne? Potrzebne, bo zmienia się świat urządzany przez ludzi wedle wciąż nowych możliwości, pomysłów. Ale także przez zmiany osiągnięć wiedzy, techniki, komunikacji przestrzennej, informacyjnej oraz informatycznej. Szkoła musi objaśniać i uczyć znajdowania drogi przez ten wciąż nowy świat. Zmienia się również sposób widzenia świata i porządkowania międzyludzkich odniesień. Nie tylko tych czysto osobistych, ale i społecznych. Dlatego szkoła powinna podtrzymywać obyczaje, które są spoiwem codziennego życia. I to jest oczywiste.
Zmieniające się widzenie spraw społecznych, politycznych, światopoglądowych, obyczajowych, religijnych i pewnie jeszcze innych, przenosi się więc na grunt szkolny. Jest to proces nieunikniony. Zarówno w płaszczyźnie programowej i jej najogólniejszych założeniach, jak i w uszczegółowieniu wielu treści na poziomie programów nauczania i wychowania poszczególnych klas i przedmiotów. Treści, ale także postaw, jakie dzieciom i młodzieży się wpaja i od nich oczekuje. W czasie minionych stu lat, gdy szkolnictwo w Polsce stało się polskie i powszechne, z nakładką czasów okupacji wojennej i powojennej okupacji ideologicznej, mozaikę tych przemian mamy bogatą, z tak różnymi odcieniami, naciskami, formowaniem nauczycieli – by ci z kolei formowali uczniów. A jakie temu naciski towarzyszyły…
Zaczęła się kolejna fala przemian. Wiele zapowiadanych i wdrażanych zmian to sprawy oczekiwane i potrzebne. Niektóre konieczne, niektóre mogą się wydawać zbyteczne. Za mało jako społeczeństwo wiemy – tym bardziej, że brak wyważonej, bezstronnej informacji na te tematy. A równocześnie szerzy się dezinformacja. Niepokoi to, że za dużo na raz – i to w różnych obszarach systemu – chce się zmienić. System oświaty sam w sobie jest organizmem o sporej bezwładności. Dlaczego? Bo człowiek, czy to dziecko, czy nauczyciel, nie jest w stanie wewnętrznie się zmienić w jednej chwili. Zresztą, taka „chorągiewka na wietrze” też nie jest ideałem. Również opracowanie programów, podręczników wymaga dbałości tak o szczegóły, jak i o koordynację treści. To zaś wymaga czasu.
Wiele elementów proponowanych zmian w systemie tak edukacji jak i wychowania należy poprzeć i kontynuować. Jednakowoż wszelki pośpiech i wyrastająca z niego nerwowość może osłabić a nawet udaremnić pożyteczne i potrzebne wątki. A przede wszystkim dla mądrych zmian trzeba najpierw pozyskać nauczycieli, wychowawców, pedagogów. To zadanie konieczne ale i trudne. Przeciwników nie brakuje. I tych rzeczowych, i tych, co to „nie, bo nie”.
Ręka, męka, dębina…