Blisko już dzień beatyfikacji dwojga naszych rodaków - prymasa Wyszyńskiego oraz matki Czackiej.
Pamiętam z samego początku mej pracy jako wikarego beatyfikację ojca Maksymiliana. Był rok 1971. I było głośno, bardzo głośno o ojcu Kolbem. Beatyfikacja miała miejsce w Rzymie, nielicznym szczęśliwcom udało się dostać paszport oraz zebrać środki na podróż do Rzymu. Gdy wrócili, sami wydawali się nam jak relikwie. Były spotkania z nimi, opowiadali, pokazywali zdjęcia. I wszyscy byliśmy dumni, bo mieliśmy swojego świętego – dla wszystkich było jasne, że to tylko kwestia czasu i watykańskich procedur, by i ten tytuł zyskał. W kościołach, salkach katechetycznych pojawiły się podobizny błogosławionego. Działo się i były klimaty. Polaków łączyła, oprócz motywu apostolskiej gorliwości o. Maksymiliana, jego śmierć. W dwóch aspektach – dobrowolnej ofiary za drugiego człowieka oraz faktu, że działo się to w Oświęcimiu z rąk Niemców. W jego losie był jakby zamknięty los tylu innych Polaków.
Od tamtych dni papieże beatyfikowali i kanonizowali tylu bohaterów wiary, nadziei i miłości. Z całego świata, ale także spośród Polaków. Ilu? Nie wiem, ale można by się doliczyć, albo w źródłach doszukać. Czy nam święci i błogosławieni spowszednieli? Po części pewnie tak. Nie sposób wszystkich spamiętać, a i niewiele wie się o nich. Spora część znana jest lokalnie – tu się urodzili, tam dali się poznać jako niezwykli ludzie wiary. Czy to źle, że nie ogarniamy wszystkich? Myślę, że to nietrafne pytanie. Tak jest w każdej przecież dziedzinie życia – pamiętamy albo o najgłośniejszych sprawach, albo o tych nam najbliższych. Pojemność naszej świadomości nie ogarnia bogactwa rzeczywistości. Także świętych i błogosławionych.
Razem z prymasem Wyszyńskim błogosławioną zostanie uznana matka Róża Czacka (1896–1961) – zakonnica, która jako ociemniała stworzyła wielkie dzieło hasłowo znane jako Laski – dziś obrzeża Warszawy. To miejsce, ten duch, ten pokój, ta atmosfera miłości przyciągały wielu ludzi. Jest to miejsce służby ociemniałym, miejsce pokoju dla szukających prawdy o człowieku i Bogu. Prymas bywał tam częstym gościem... Tam czuł się otoczony spokojem i zanurzony w specyficznej atmosferze Lasek. Dlatego nie jest przypadkiem beatyfikacja ich obojga.
Dodać by jeszcze trzeba trzecią postać – abp. Antoniego Baraniaka. Uwięziony przez komunistów w tym samym czasie co prymas, przeszedł w więzieniu bezpieki na Mokotowie gehennę. Władzy zależało na jego zeznaniach, które mogłyby obciążyć prymasa. Nieludzko torturowany przez trzy lata. Ani słowem nie obciążył prymasa. Bohater cichy, prawie że nie dostrzegany. Jego proces beatyfikacyjny trwa...
Troje wielkich ludzi Kościoła, troje wielkich Polaków. Albo krócej – Troje Ludzi! Każdy inny. Powiązały ich ideały Ewangelii, powiązała ich Polska, powiązało ich bohaterstwo. Każda z tych postaci jest inna, ale stanowią dopełniające się trio w historii i Polski, i Kościoła. Troje patronów – oby tylko ci, którym patronują, poddali się ich przykładowi i wstawiennictwu u Boga. Komu patronują?
Pierwszy – kardynał prymas patronuje wszystkim piastującym eksponowane stanowiska w Kościele. Patronuje ich postawom takim zwykłym, ludzkim, których sam nigdy nie zatracił mimo pozycji, w jakiej się znalazł. Takie pouczające są jego „Zapiski więzienne”, w których notuje swoje reguły odnoszenia się do – jakby nie było – wrogich mu ludzi z otaczającej ubeckiej straży. Patronuje też wierze prostej, mimo głębi teologicznej niepozbawionej dziecięcej ufności i prostoty. Patronuje zwyczajnemu stylowi życia, mimo wyniesienia go na pierwsze i najwyższe miejsce w ojczyźnie. Myślę, że niełatwo być biskupem czy choćby zwykłym księdzem, mając takiego patrona.
Drugi – jeszcze niebeatyfikowany, ale nierozdzielnie związany z prymasem – to arcybiskup Baraniak. Będzie patronem dotkniętych okrutnym, fizycznym, długotrwałym cierpieniem sięgającym po wymyślne tortury. Patronem nieugiętym, świadomym, o jaką stawkę walka się toczy. A przedtem i potem – cichym, niejako drugoplanowym biskupem. Jednak to on swoją wytrwałością tworzył logikę głównego planu. I milczał o tym, co przeżył... Obaj – biskupi. Ale to nie biskupia sakra ani mitra i pastorał odgrywały wtedy rolę, a dziś nie stanowią tytułu chwały. Patronują biskupom, ale szeregowi księża mają w nich też szczególnych patronów. I to nie tylko na chwile wielkie czy dramatyczne, a na codzienność bycia i życia wśród ludzi i dla ludzi. Takich „zwykłych” ludzi, bo akuratnie ci nasi patronowie widzieli w takich ludziach równych sobie braci.
Trzecim patronem, patronką, jest matka Róża Czacka. W jej postaci i życiu przeplata się niezwykłość z prostotą i zwyczajnością. Siłą tego splotu jest wiara i heroizm wymagań sobie stawianych. Hrabianka, niewidoma, zakonnica i twórczyni nowego zakonu, tyflolog, w kontaktach z prymasami Polski – od abp. Kakowskiego (jeszcze rok 1918) po kard. Wyszyńskiego. To jemu stworzony przez nią w Laskach ośrodek był bardzo bliski. Tu szukał ciszy, spokoju, bliskości Boga i ludzi. Odeszła do Pana w roku 1961. Komu patronuje? Zakonnicom. Ludziom niewidomym. Wszystkim wspierającym ociemniałych. Patronuje niewidomym na duszy, a szukającym Boga po omacku. Patronuje księżom – bo nie tylko prymas Wyszyński w Laskach ładował swoje „duchowe akumulatory”.
Zauważyć trzeba, że owe trzy postaci sług Bożych (dodałbym do nich jeszcze czwartego – ks. Franciszka Blachnickiego) są postaciami wiodącymi dla ludzi Kościoła – księży, biskupów, zakonnic... Postaciami i wzorcami, które trudno naśladować. Mówi się o nich, ale niekoniecznie żyje jak oni. Może dlatego społeczność europejska, omijając nas, mija się z Bogiem?