W Biedrzychowicach już w niedzielę przypomniano popularnego świętego, który podzielił się płaszczem z biedakiem.
Choć wspomnienie świętego żołnierza, a potem biskupa Tours przypada dopiero 11 listopada, w wielu parafiach obchody świętomarcińskie miały miejsce już wcześniej, w niedzielę 7 listopada. Tak było m. in. w parafii Wniebowzięcia NMP w Biedrzychowicach.
– Ta tradycja była w Biedrzychowicach od zawsze, później, wiadomo, był jakiś czas, kiedy jej nie kultywowano, ale my od 2000 roku zaczęliśmy jako pierwsi w gminie znów ją przywracać. Teraz pochód św. Marcina odbywa się już niemal we wszystkich miejscowościach. U nas zawsze jest z białym koniem, scenką i poczęstunkiem. A dziś mamy jeszcze jedną atrakcję, trzyosobową grupę rycerską – tłumaczy Róża Zgorzelska, współorganizatorka.
Rogalików z zaprzyjaźnionej cukierni nie brakło... Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćNajpierw jednak na krótkim nabożeństwie, podczas którego wybrzmiało zarówno "Święty Marcinie, patronie nasz", jak i niemieckie piosenki ku jego czci, pochodzący z Biedrzychowic ks. Franciszek Lerch przypomniał postać świętego.
- Urodził się na Węgrzech, w Panonii, w pogańskiej rodzinie. Ojciec był rzymskim legionistą. Wkrótce razem z nim przeniósł się do włoskiego miasta Pavii, gdzie przeniesiono go z całym garnizonem, a później do Amiens. Tam w młodym chłopaku zrodziła się myśl, by zostać uczniem Chrystusa. Starał się Go naśladować, a jadąc kiedyś konno zauważył przy drodze półnagiego człowieka, przymierającego z wyziębienia. Zdjął wtedy swój płaszcz., przeciął go i połowę oddał biedakowi, by się ogrzał - opowiadał. - To oddanie połowy płaszcza naznaczyło jego całe życie, a on sam stał się przykładem dla innych. Zrezygnował z życia legionisty, został ascetą a potem mieszkańcy Tours obrali go za swojego biskupa. By czynić dobrze, nie trzeba wielkich aktów, zrywów. Czasem wystarczy dobre słowo, życzliwość, drobna pomoc okazana człowiekowi - podkreślał.
W tym roku jeździec w rycerskim stroju pojawił się na końcu ogrodu farskiego. W drodze do Farskiej stodoły towarzyszyły mu w pochodzie dzieci z rodzicami, orkiestra oraz trójka rekonstruktorów: poczet rodowy von Tischler z Chorzowa.
swMarcin Biedrzychowice2021Po scence przypominającej, jak to św. Marcin podzielił się z napotkanym biedakiem połową swojego płaszcza, był czas na skosztowanie pysznych rogalików, zupy dyniowej czy grzańca.
- To rogaliki świętomarcińskie w najlepszym wydaniu, takie jak powinny być, z białym makiem i marcepanem, troszkę mniejsze, żeby dzieci też dały radę zjeść. Staramy się z każdym rokiem zorganizować wszystko coraz ładniej, staranniej, zwłaszcza dla dzieci, by to nie był tylko ten pochód z lampionami, ale by te piękne wrażenia zostały w nich na dłużej - dodaje pani Róża.
Wieczór można było spędzić rodzinnie w Farskiej stodole, zajadając rogaliki Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćI tak dorosłym czas umilała orkiestra i oglądanie eksponatów w wiejskim muzeum a dla dzieci największą atrakcją było głaskanie białego rumaka, którym przyjechał św. Marcin, przejażdżki na nim i potyczki na miecze pod okiem grupy rycerskiej.