- Ci, którzy nie zauważają ubogich, zdradzają nauczanie Chrystusa, nie mogą być jego uczniami – mówił za papieżem bp Andrzej Czaja.
W intencji ubogich i wszystkich, którzy im pomagają, opolski ordynariusz odprawił w niedzielę 14 listopada w katedrze Mszę św.
W homilii, nawiązując do hasła towarzyszącego tegorocznemu Dniu Ubogich: "Ubogich zawsze macie u siebie", wskazywał za papieżem Franciszkiem, że ubodzy są prawdziwymi ewangelizatorami, mogą nas wiele nauczyć, przez własne cierpienia znają bowiem Chrystusa cierpiącego.
Przestrzegł przez nadmiernym realizowaniem różnych działań, podkreślając, że ważniejsze od tego jest skupienie uwagi na drugim człowieku, a nie na dziele. Nie lekceważąc gestów pomocy materialnej, uśmiechu, dobrego słowa zaznaczył: - Dopiero dzielenie się życiem rodzi braterstwo z ubogimi, z ludźmi w potrzebie. (…) Nawet słabość, jeśli jest przeżywana wspólnie, może stać się siłą, która ulepsza świat. I to się dzieje w naszym opolskim Kościele, na różny sposób: w naszych parafiach, poprzez Caritas, a nade wszystko w dwóch miejscach: w Domu Miłosierdzia w Otmuchowie i w Domu Nadziei w Opolu. Cieszy to bardzo - dodał, wyrażając wdzięczność wszystkim, którzy biorą w tym udział, pokazując piękne owoce różnych inicjatyw, a zwłaszcza nawiązane relacje.
Zapowiedział też powstanie Domu Braterstwa, który ma być kolejnym świadectwem i znakiem, także dla wszystkich rodzin. - Coś niedobrego dzieje się bowiem w naszych domach, że robi się w nich tak dworcowo, hotelowo - tłumaczył.
Rogaliki, rozdawane przy drzwiach katedry, były też zaproszeniem do udziału w spotkaniu. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćPo Eucharystii bywalcy Domu Nadziei rozdawali wiernym samodzielnie upieczone rogaliki. Wcześniej szczególny upominek - medal z czasów św. papieża Jana XXIII od papieskiego jałmużnika kard. Konrada Krajewskiego otrzymała za pośrednictwem ordynariusza siostra Aldona Skrzypiec SSpS, jałmużnik biskupa opolskiego.
Potem było spotkanie dla wszystkich, zarówno ubogich, jak i tych, którzy chcieli spędzić wspólnie z nimi świętować w ogrodzie biskupim. Był bigos, ciasta i kawa, ale przede wszystkim czas na bycie razem, porozmawianie, posłuchanie i poznanie się.
- Tak, to my piekliśmy te rogaliki. Ja wałkowałem ciasto, a ja pilnowałem pieca, żeby się nie spaliły - przyznają z uśmiechem panowie Arkadiusz i Zygmunt. Efekt - ok. 200 rogali z marmoladą.
W ogrodzie biskupim zrobiło się gwarno, dopisała też pogoda. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Było bardzo miło na nich patrzeć, jak mężczyźni podejmują takie zadania. Jeden nawet przyznał, że ostatni raz piekł takie rzeczy z mamą. To było kilkanaście osób. Szło im bardzo dobrze, ja się od nich uczyłam - podsumowuje Joanna Zając, koordynatorka warsztatów, na których owe wypieki powstawały. - My celowo organizujemy takie warsztaty, wyjeżdżamy razem na wycieczki itd. po to, by wrócić do dobrych wspomnień z dzieciństwa. To też bardzo buduje, daje nadzieję, że mamy wsparcie w tych osobach, które do nas przychodzą, że chcą się odwdzięczyć, pomagać i współtworzyć ten dom - dodaje.
- Ważne jest takie spotkanie ze sobą przy posiłku, na świeżym powietrzu, razem. W Domu Nadziei, gdzie przychodzę, jak nie pracuję akurat poza Opolem, nawet jak się widzimy, to nie wszyscy, tu jest nas więcej. A tam przychodzę, żeby pogadać ze znajomymi, napić się też kawy, zjeść kanapkę czy zupę, czasem się pomodlić, ale najważniejsze jest to pobycie razem - potwierdza pan Tomasz.