Sympozjum upamiętniające ks. Stefana Pieczkę, wieloletniego raciborskiego kapłana, odbyło się 25 listopada w Raciborzu.
Temat: „Oblicza, granice i sens cierpienia” wybrali organizatorzy: Kapituła im. ks. prał. Stefana Pieczki, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Raciborzu, Urząd Miasta w Raciborzu i Muzeum w Raciborzu.
– Choroba, cierpienie dotykają wielu ludzi, młodych i starych. I to cierpienie ma różne wymiary. Śp. ks. Stefan doświadczył w swoim życiu ciężkiej choroby, ale nie załamał się, był aktywny do końca – mówił bp Rudolf Pierskała podczas Mszy św. poprzedzającej sympozjum dedykowane ks. prał. Stefanowi Pieczce. Zwrócił uwagę na przeżywaną w cierpieniu i chorobie bezradność, strach i wskazał jako drogę zaufanie Bożej Opatrzności. – Pan Jezus pozwalał się dotknąć chorym, kładł na nich ręce, pocieszał, podnosił na duchu, leczył. Najpierw uzdrawiał ich duchowo, odpuszczając im grzechy, a potem leczył z dolegliwości. Zawsze jednak oczekiwał wiary, pytał o nią – dodał.
Nad zagadnieniem cierpienia pochylono się interdyscyplinarnie, wzbudza ono bowiem zainteresowanie wielu dziedzin – od kwestii medycznych, psychologicznych, przez filozofię, teologię, po opisywanie różnych postaw ludzi wobec cierpienia z punktu widzenia kulturoznawcy, literaturoznawcy.
Prelegenci opowiadali o różnych aspektach cierpienia, ale też wspominali ks. S. Pieczkę. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość– Był w parafii WNMP 16 lat, przez jedną kadencję nawet dziekanem, potem, gdy zachorował, nie chciał nadal pełnić funkcji. Ja go mam w pamięci jako wzór cierpliwości w znoszeniu choroby. Jego życie było krótkie, ale świetliste. Gdy był w Lourdes, parafianie zachęcali go, by odprawił Mszę św. w swojej intencji o cud uzdrowienia, on odmówił, przyjechał prosić o cierpliwość i wytrwałość do końca – opowiadał ks. Jan Szywalski.
– Postać ks. S. Pieczki była moją życiową fascynacją, choć byłem zbyt młody, by dobrze go znać. Kiedy zmarł, miałem 21 lat. Znałem go z tygodni kultury chrześcijańskiej, pielgrzymek i tego, co robił dla miasta. Pierwsze kazanie, które wygłosiłem jako diakon, było na motywach życia i testamentu ks. Pieczki. Dziś chcę przedstawić chorobę ks. S. Pieczki na tle współczesnej refleksji teologicznej na temat choroby – pokazać jego postawę jako świadectwo – rozpoczął prelekcję dr Konrad Glombik. – On swoją chorobę rozumiał jako współcierpienie z Chrystusem, porównując ją do tajemnic bolesnych Różańca św., była to dla niego także droga dojrzewania, przeżywana z wiarą – podsumowywał.
Ojciec dr Marian Arndt OFM, tłumacząc rozwój myśli biblijnej, podkreślał: – Bóg dopuszcza cierpienie, ale też przyjmuje człowieka cierpiącego. Jezus przemienił cierpienie, uczynił z niego narzędzie zbawienia.
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość– Jestem parafianką ks. Pieczki, on był moim katechetą. Miał duży wpływ na moje życie, pokazując piękno Ewangelii, ale przede wszystkim był świadkiem. To, co głosił na kazaniach, wcielał potem w życie. W dniu, w którym rano umarł, ja w południe zdawałam egzamin magisterski. Po posłudze w różnych miejscach wróciłam do Raciborza, do Domu św. Notburgi i zbieram świadectwa sióstr. One bardzo ciepło wspominają, że nie było świąt, żeby ksiądz nie przyszedł, nie miał dla każdego z 280 podopiecznych – osób starszych, samotnych, chorych – cukierka, połączonego z serdeczną rozmową, przysyłał pocztówki z różnych wyjazdów. Ksiądz prałat potrafił wlać w serca wszystkich nadzieję i ciepło, obojętnie skąd byli i jaką mieli przeszłość – opowiadała dr Maria Elżbieta Cińcio SMI.
Ryszard Frączek wspomniał wspólną grę w piłkę, skromne mieszkanie kapłana, trudną przeszłość – od utraty ojca, który został wywieziony do Donbasu, przez wypadek i chorobę, udział w pielgrzymce tuż po szpitalu. Łamiącym się głosem opowiadał o ostatnich latach jego życia, o matce Helenie, towarzyszącej mu do końca.
"Chciałem jeszcze żyć, ale skoro taka jest wola Boża, to idę za wolą Bożą" – cytował ze wzruszeniem testament ks. Pieczki.