Plebania gościnna dla bezdomnych

Ks. Piotr Bekierz z Kolonowskiego najpierw zaprosił pana Rysia na święta Bożego Narodzenia, a potem do stałego zamieszkania.

To, co dla wielu może jest nienormalne, dla nas jest już normalne - mówi ks. Bekierz, proboszcz z Kolonowskiego, o tym, że na jego plebanii zamieszkał pan Rysiu, bezdomny z Opola.

Stało się to już dwa lata temu. Wtedy przed świętami Bożego Narodzenia ks. Bekierz poprosił s. Aldonę Skrzypiec, jałmużniczkę biskupa, żeby "przysłała" jednego z opolskich bezdomnych na święta do Kolonowskiego. Ksiądz od zawsze - na różnych parafiach - spędzał wigilię na plebanii z biedniejszymi parafianami, chorymi, samotnymi. - Wtedy powiedziałem parafianom, że będę miał gości. I że zawsze mam na wigilijnym stole pusty talerz dla bezdomnego. Poprosiłem, żeby ten talerz zapełnili - wspomina proboszcz.

Efekt był nadspodziewany. Ludzie przynieśli ogrom jedzenia, napiekli kołoczy, jedna z rodzin przyszła pomóc przygotować wieczerzę. Na wigilię przyszli także parafianie - w sumie przy dużym stole zasiadło 16 osób. Przyniesiono także prezenty dla trojga dzieci pana Rysia, które na co dzień przebywają w placówce opiekuńczej. Ksiądz z panem Rysiem i jego dziećmi spędzili na plebanii całe święta. - Ciężki był drugi dzień świąt. Odwoziłem ich do Opola, jechaliśmy bez słów, dla wszystkich był to trudny moment, bo spędziliśmy fajny czas, a tu... Popłakałem się w drodze powrotnej. Że wracam do domu, a ich zostawiam - mówi ks. Piotr.

Postanowił zaproponować panu Rysiowi stałe mieszkanie na plebanii - w wikarówce, czyli oddzielnym mieszkaniu z osobnym wejściem. Tak się stało i pan Rysiu od dwóch lat - z przerwą na kilka tygodni terapii - mieszka w Kolonowskiem, jest hausmajstrem na plebanii. - Wrósł w parafię, ludzie go tu znają. Dzięki Rysiowi zmieniło się też na plus nastawienie parafian do bezdomnych - mówi ksiądz. - Ożyłem tutaj. Zmieniłem się na tyle, że mogę za siebie odpowiadać - podsumowuje pan Ryszard.

Domownikiem na plebanii jest także drugi bezdomny - Mirek. Mieszka w piwnicy dawnego, zrujnowanego dziś młyna, w lesie koło Staniszcz Małych, niedaleko Kolonowskiego. Z księdzem poznał się dzięki... kotom. W młynie żyje bowiem 20 kotów, którymi opiekuje się Mirek. Ale jest mu coraz trudniej tę opiekę sprawować. Dlatego poszedł do gminy i poprosił o pomoc. Dla kotów. Nie dla siebie. Trafił akurat na Annę Szaton, która jest wrażliwa na los zwierząt. Razem z proboszczem i burmistrzem zorganizowała "akcję koty". Koty z młyna wysterylizowano, na razie mają jedzenie, sześć z nich już poszło do adopcji. - To zaczarowane koty, tak je określiła pani weterynarz. One są naprawdę bardzo miłe i piękne - mówi Mirek. Przyznaje, że przydałaby się pomoc dla tych kociaków. Najlepiej adopcja. A dzięki temu, że poznał się z ks. Bekierzem, zaprzyjaźnili się. Mirek czuje się pustelnikiem - sporo się modli i rozmyśla, woli mieszkać sam, ale drzwi plebanii są przed nim otwarte, przychodzi tu wykąpać się, naładować baterie komórki czy latarki. I ma zaproszenie do zamieszkania na stałe.


Dużo więcej o tej historii w "Gościu Opolskim" nr 49 na 12 grudnia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..