To powiedzenie Władysława Bartoszewskiego, jak również wiele poważnych i humorystycznych sytuacji przytoczył w MBP w Opolu Marek Zając.
Przyczynkiem do przypomnienia o tym niezwykłym człowieku, patriocie, niekonwencjonalnym dyplomacie, działaczu społecznym i polityku jest to, że 19 lutego 2022 roku skończyłby on 100 lat. W uznaniu jego zasług rok 2022 Uchwałą Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z 26 listopada 2021 roku został ustanowiony Rokiem Władysława Bartoszewskiego.
Spotkanie z Markiem Zającem, współpracownikiem Bartoszewskiego, dziennikarzem i publicystą, sekretarzem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej i przewodniczącym rady Fundacji Auschwitz-Birkenau w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu, zorganizowane zostało wspólnie z prezydentem miasta. Odbyło się wieczorem 21 lutego przy okazji promocji wznowionej w tym roku książki pt. „Pędzę jak dziki tapir. Bartoszewski w 123 odsłonach”. Poprowadził je dr hab. Marek Białokur, prof. UO.
Marek Zając przez wiele lat blisko współpracował z Władysławem Bartoszewskim. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćI tak przez niemal dwie godziny Marek Zając snuł opowieść o Władysławie Bartoszewskim.
- Przez wiele lat Władysław Bartoszewski był dla mnie postacią bardzo bliską. Współpracowaliśmy przede wszystkim w kwestiach oświęcimskich, ale nie tylko - tłumaczył M. Zając. - Uważam za dar Opatrzności, że mogłem z bliska obserwować jego pracę, słuchać jego słów. Jego wielkość polega na tym, że potrafił inspirować do działania - dodał.
Wspomniał pierwszy kontakt z nim, przytaczał historie umieszczone w książce, ale i takie, które się w niej nie znalazły.
Najważniejsza, która jak stwierdził pomaga mu w trudnych chwilach - to ta, jak młody Bartoszewski po wyjściu z Auschwitz zmagał się nie tylko z chorobą fizyczną, ale i kryzysem wiary. Spotkał się wówczas z ks. Janem Zieją, który przekonał go, że ma nie roztrząsać, dlaczego przeżył, ale raczej zapytać siebie „po co?” Najcenniejszą radą, otrzymaną od owego kapłana, gdy zastanawiał, co teraz może zrobić, było „Tylko nie przechodź obojętnie” (więcej o tym w papierowym wydaniu Gościa Opolskiego (nr 9/2022).
Po spotkaniu był czas na podpisywanie książek i chwilę rozmowy. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćMarek Zając mówił też np. o sposobie bycia Bartoszewskiego, jego relacjach z innymi.
- Dyplomatą był nieszablonowym, a jednocześnie takim, że kilka lat po jego śmierci jego nazwisko nadal otwiera wiele dyplomatycznych drzwi. Gdy mówił, trudno mu było przerwać - rzucał dykteryjkami z prędkością karabinu maszynowego, zachowując przy tym spójność wypowiedzi - opowiadał. - Poważne kwestie kwitował lekkim, celnym zdaniem, półżartem. Pozwalał sobie na słowa, które uchodziły mu, bo przeszedł przez obozowe piekło. Np. do żony Zosi, gdy narzekała zwykł mawiać, że "w Auschwitz było gorzej", a na jej irytację, że wszystko porównuje do czasów obozowych, dodawał, że „tu przynajmniej nie ma komór gazowych”. Podobnie gdy ktoś chciał umówić się z nim na wczesną, poranną godzinę, słyszał „Tak wcześnie to nawet w obozie nie wstawałem". Ten humor był też jednak formą obrony, bo o przeżyciach tam czy w stalinowskim więzieniu mówił rzadko, mało i niechętnie. Miał swoje zdanie, którego nie zmieniał nawet pod ciężarem krytyki.
Wznowienie książki, zawierającej więcej, bo 123 anegdoty z życia Bartoszewskiego, otwiera wstęp napisany przez Adama Bodnara, a uzupełniają rysunki Henryka Sawki. Ukazało się nakładem Wydawnictwa Mando.