Sen ojca Andrzeja w Kijowie

Zniknęły czołgi. Gołębie sfruwały na ramiona szczęśliwych ludzi...

Dostałem dzisiaj e-mail od o. Andrzeja Madeja, misjonarza oblata, przełożonego misji sui iuris Stolicy Apostolskiej w Turkmenistanie. W latach 90. ubiegłego wieku był przełożonym klasztoru oblatów Kijowie. Zapiski z tego okresu wydał 25 lat temu w "Dzienniku pisanym nad Dnieprem". Opisał tam swój dziwny, piękny sen. Dzisiaj dopisał do niego tylko: "Daj Boże, by się spełnił ten mój sen sprzed lat". Przeczytajcie, karmcie nadzieję na pokój i szczęście dla Ukrainy i całego świata.

***

Nocą z 8 na 9 maja miałem sen. Szary Kijów wystroił się we wszystkie kolory. Na ulice i place miasta wyszli z domów mieszkańcy, do których dołączyli Żydzi, Niemcy, Polacy, Czesi... Pieśnią stało się całe miasto. Człowiek człowiekowi podał ręce, ludzie uśmiechali się do siebie, szła wielobarwna procesja przez Chreszczatyk. Jedni tańczyli na ulicach, inni na dachach domów. Suchą stopą przeszliśmy przez Dniepr. Nad jego brzegami fruwał tysiąc gołębi. Zniknęły czołgi, gdzieś się podziały mundury, żołnierze nie uderzali sztywnymi nogami o kamienną drogę, która pamiętała jeszcze wojnę. Żaden strzał nie płoszył gołębi, które rozsiadły się na gałęziach kwitnących drzew i nawet sfruwały na ramiona szczęśliwych ludzi. Nikomu przez myśl nie przeszło, że człowiek mógłby wziąć do ręki karabin. Niebo było bliżej nas niż ziemia. Śmierć już nikomu nie wyrządzała krzywdy, nikogo nie raniła ani nie straszyła.

(Dziennik pisany nad Dnieprem, Pallotinum 1997, s. 131-32)

Sen ojca Andrzeja w Kijowie   O. Andrzej Madej OMI z dziećmi kurdyjskimi w Turcji. Andrzej Kerner /Foto Gość
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..