Bóg jest niewidzialny, więc nie wiem ja i nie wie nikt, co On robi.
Gdzie jest Bóg i co robi? Dlaczego pozwala na wojnę Rosji przeciwko Ukrainie? I czemu nie sprawi, żeby Putinowi pękła mała żyłka w tym jego zdegenerowanym mózgu albo w nie mniej zdeprawowanym sercu i w ten stosunkowo mało kosztowny sposób nie zdejmie trwogi z całej ludzkości i nie zakończy cierpienia milionów niewinnych Ukraińców?
Tego nie wiem i nie zamierzam Boga bronić, bo jak - skoro nie wiem? Bóg jest niewidzialny, więc nie wiem ja i nie wie nikt, co On robi.
Patriarcha rosyjskiej Cerkwi Cyryl mówi, że wie. I że ta wojna to właśnie w imię Boga i Jego wartości. Ale - powiedzmy to sobie - on jako agent KGB to pewnie innego Boga ma na myśli i nie Jego ewangelie czyta. Więc poza splunięciem na dźwięk jego imienia bardziej przejmować się tym zdaniem nie mam zamiaru.
Ja z Ewangelii Jezusa z Nazaretu co nieco pamiętam. Jest tam taki ciekawy fragment na temat, kiedy Boga można zobaczyć. Ale o tym za chwilę, bo muszę wam najpierw coś opowiedzieć.
Byłem w Głuchołazach, gdy przyjechały tam autobusy z dziećmi z dwóch sierocińców z Kijowa. Widziałem te dzieci i młodzież uciekającą ze stolicy Ukrainy, z niektórymi krzyżowałem wzrok. To głównie niepełnosprawni intelektualnie, niektórzy tak głęboko, że pewnie nawet nie wiedzą, jaka wojna się rozgrywa w ich kraju. Czują tylko, że musieli opuścić swoje miejsce na świecie. Bezpieczne miejsce, dom. I nie wiem czy to z powodu niepełnosprawności czy z innego - nie widziałem w ich oczach strachu. Choć może być i tak, że nie umiem czytać z oczu niepełnosprawnych, nie znam języka ich ciała i nie zrozumiałem nic. Ale nawet nie to jest ważne. Najważniejszy - dodam: dla mnie i nikt nie musi tego odbierać tak jak ja - był uśmiech dwóch dziewcząt, kiedy widziały, jak je fotografuję. Szczery, nieśmiały, serdeczny. Kochający, bym nawet powiedział. Ci najbardziej bezbronni, najbardziej bezradni z bezradnych uchodźców ukraińskich, uśmiechali się tak do mnie. To było i jest, i długo będzie dla mnie obezwładniające, poruszające, wstrząsające.
I teraz powrót do Ewangelii. We fragmencie, o którym wspomniałem (Mt 25, 31-46 - jakby ktoś chciał sprawdzić) Jezus- Syn Boga, mówi, że to On był głodnym, spragnionym, był przybyszem (!), nagim, chorym i w więzieniu. I że - choć sprawiedliwi tej ziemi o tym nie wiedzieli - w takich ludziach spotykali Boga, jeśli im pomagali. On był w nich. Wychodzi na to, że na parkingu w Głuchołazach widziałem Boga - to były te dziewczynki i chłopcy. Najbardziej oczywiście pamiętam te dwie uśmiechające się.
Więc tyle mogę Wam uczciwie powiedzieć: nasz Bóg jest bezbronny, ma wrzosową kurtkę na sobie i uśmiecha się do mnie mimo, że jest zimno i czuje zmęczenie po przejechaniu 1400 kilometrów przez Ukrainę, Węgry i Słowację do Polski w 27 godzin. Tego mogę być pewny. Obecnie przebywa w ośrodku "Skowronek" w Głuchołazach.
Ale ponieważ nasz Bóg jest jednocześnie Nieskończenie Inny od wszystkich naszych wyobrażeń i myśli, Niepojęty i Nieogarniony, to o całej reszcie tego, co w tej chwili robi, gdzie jest i co zamierza, nie potrafię powiedzieć nic.
Pierwsze chwile kijowskich dzieci w Głuchołazach. Andrzej Kerner /Foto Gość