Uchodźcy w Domu Miłosierdzia

Otmuchowska wspólnota Marana Tha przyjęła pod swój dach 15 uchodźców wojennych z Ukrainy.

W Otmuchowie uchodźcy - kobiety z dziećmi w wieku szkolnym, w tym jeden chłopczyk, który jest niepełnosprawny - znaleźli  bezpieczne miejsce schronienia przed wojną w Domu Miłosierdzia, prowadzonym przez Katolickie Stowarzyszenie Pomocy "Marana Tha". Dom mieści się w XVII-wiecznej kamienicy przy otmuchowskim rynku. Ciekawe i symboliczne - to jedyna kamienica w północnej pierzei, która ocalała w 1945 r. w czasie działań sowieckiej armii.

- W tym Domu Miłosierdzia to jest nadzwyczajnie dużo miłosierdzia i miłosiernych ludzi - mówi jedna z uchodźczyń.

Także w mieście Ukrainki i ich dzieci spotykają się z wieloma wyrazami życzliwości. - Ludzie mają tu niesamowicie otwartą duszę. Pytają, czy potrzeba nam pomocy, uśmiechają się do nas, już nas poznają - mówi.

Uchodźcom wojennym oddano jedno piętro Domu Miłosierdzia, które zwykle służyło grupom przyjeżdżającym na rekolekcje czy dni skupienia. Na parterze jest kuchnia, w której codziennie wolontariuszki przygotowują posiłek dla 50-60 ubogich. Teraz także goście Domu gotują tu sobie obiad. Mają dostęp do spiżarni.

- Poczuliśmy się wezwani do przyjęcia uchodźców z racji charakteru naszego domu - podkreśla ks. Tomasz Szczeciński, opiekun duchowy wspólnoty Marana Tha i Domu Miłosierdzia.

Dom utrzymuje się i działa na kilku polach dzięki siłom wolontariuszy z otmuchowskiej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym "Marana Tha" oraz darom i datkom przyjaciół, darczyńców, sponsorów. - Nie otrzymujemy żadnej dotacji, nie korzystamy z żadnego programu finansowego. Żyjemy naprawdę z opatrzności Bożej - zaznacza kierowniczka Domu Miłosierdzia Renata Łukasiewicz. - Historia powstawania tego domu jest pełna Bożych znaków, które wskazywały, że to ma być właśnie dom, w którym ludzie znajdą miłosierdzie - podkreśla Marta Łuszcz.

- A teraz ludzie są jeszcze bardziej hojni. Reagują fantastycznie na każdą naszą prośbę o konkretną pomoc. 15 minut po napisaniu na naszym Facebooku, że potrzebna jest lodówka dla uchodźców, których przyjęły u siebie siostry boromeuszki w Otmuchowie, ta lodówka już u nas była - mówi Dariusz Dolinkiewicz ze wspólnoty Marana Tha.

Ksiądz Szczeciński podkreśla, że ważne jest duchowe towarzyszenie uchodźcom. - Jest w nich dużo bólu i niepewności. Żeby to wszystko przeżyć, potrzebne są im Bóg i modlitwa - mówi.

Ważną rolę odgrywa też Ina Vasiliev, psycholożka pracująca w Caritas w Nysie, która pełni rolę tłumaczki (także dla grup niepełnosprawnych dzieci z domów dziecka w Kijowie przyjętych przez Caritas). - Oni mają nasze numery telefonów. Jestem zawsze dla nich dostępna, bo niektóre sprawy wymagają jednak porozumiewania się w ojczystym języku. Zwłaszcza jeśli chodzi o niuanse. Bo codzienne porozumiewanie się nie jest problemem. Ale oni na przykład bardzo się bali, że odbiorą im paszporty i przez pół roku nie będą mogli wyjechać ani pracować. To wszystko przez krążące fake newsy. Dlatego bali się iść zarejestrować do urzędu. Udało mi się ich uspokoić, wszystko wytłumaczyć spokojnie. Wydaje mi się, że dla nich jest ważne, iż są słuchani i wysłuchiwani - mówi I. Vasiliev.

Na zakończenie spotkania Ukrainki spontanicznie wołają: - Ale jak ta wojna się skończy, to przyjedźcie do nas w odwiedziny!

Uśmiechają się. Serce pęka. Jesteśmy umówieni.


Więcej w "Gościu Opolskim" nr 11 na 20 marca.

Uchodźcy w Domu Miłosierdzia   Od lewej: Renata Łukasiewicz, Marta Łuszcz i Dariusz Dolinkiewicz ze wspólnoty Marana Tha. Andrzej Kerner /Foto Gość
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..