Była to Komunia na drogę, ale nie był to Wiatyk na godzinę śmierci. Droga wiodła ciocię Fullę na ponad 10 lat zesłania na Sybir.
Znowu było Boże Ciało. Znowu - bo święto tradycję ma wielowiekową. Znowu - bo epidemia i ograniczenia lat poprzednich zachwiały naszym świętowaniem. Po raz pierwszy uroczystość ta obchodzona była w Liège w roku 1246. W Polsce Boże Ciało zostało wprowadzone przez krakowskiego biskupa Nankera w roku 1320. Dat wystarczy. Ale jeszcze kilka historycznych okruchów. Ot, chociażby ten z Nysy, zanotowany pod koniec XVII w. przez proboszcza Pedewitza. Oto stosowny fragment jego kroniki:
"Legat papieski Hieronim przyzwolił nyskiemu proboszczowi, i to na zawsze, by mógł w każdy czwartek przez cały rok odprawiać procesję, w której niesiono Najświętszy Sakrament Eucharystii, a w czasie śpiewu mszy trwało wystawienie. Ponadto dodał 40 dni odpustu dla towarzyszących rzeczonej procesji i odmawiających 5 »Ojcze« i »Zdrowaś«. Owo zezwolenie biskup Jodok uznał, jako że prawnie nadanym było, a ponadto - jako biskup dodał drugich 40 dni odpustu. Zauważyć wypada, że takoż w innych miastach Śląska w tym czasie zaczęto urządzać podobne procesje. Lud podówczas gorąco ich się domagał, a i do naszych czasów święcie je zachowuje w Nysie, z wielką dla proboszcza pociechą, w każdym tygodniu tak liczna rzesza napływa na tę procesję, że długo musi ona stać w miejscu, by lud mógł dalej postępować".
Zatem nie tylko samo święto Bożego Ciała, ale w każdy czwartek pobożność ludu jednoczyła wiernych i kapłanów w czci Najświętszego Sakramentu wyrażanej procesją. Te bywają uroczyste, pewnie nie tak tłumne jak ongiś, ograniczając się do samego świątecznego czwartku lub rozciągając się na najbliższy tydzień. To wszystko wiemy, po co przypominać? Myślę, że nie od rzeczy przypominanie. Bo a nuż sięgnie po ten komentarz ktoś, dla kogo będzie to zapomniana albo i niesłyszana katecheza? Zresztą sama czwartkowa procesja jest takim przypomnieniem. Szczególnie gdy procesja zahacza o jakąś główniejszą drogę ku terenom turystycznym i rekreacyjnym. Oburzającym się na nas kierowcom grzecznie przypomnieć wolno: macie ten dzień wolny dzięki naszemu świętu, a praktycznie bywa wolny nie dzień jeden, a cztery. Ten kwadrans na przepuszczenie procesji to chyba niewiele, prawda? To przypomnienie na przyszły rok, bo mam nadzieję, że trwające już prawie osiem wieków świętowanie Bożego Ciała trwać będzie. A może i uroczystsze się stanie?
Spotkania z Jezusem w Najświętszym Sakramencie różne bywały i bywają. Niekoniecznie bardzo uroczyste, ale pamiętne. Jak i to:
Otóż, ktoś prosił o Komunię, bo chory. Niby nic takiego. Jednak problem był, bo proszący mieszkał w bloku dla wojskowych. No, tego wojska, które zwano "ludowym" i które miało być (z rodzinami włącznie) postępowe światopoglądowo. Czyli "nie chodzić do kościoła". Wziąłem Komunię św. w puszeczce do kieszeni bluzy (wojskowej dla niepoznaki) i jako taki cywilno umundurowany facet zniknąłem w pustej na ten moment klatce schodowej. A jednak jakieś "podłączone oko" dostrzegło to i pan wojskowy musiał się tłumaczyć. Dobrze, że na tym się dla niego skończyło.
Inne zgoła "Boże Ciało" miało miejsce w lipcu 1944 r. we Lwowie. Oto fragment z książki "Niewidzialni":
"W pół do szóstej rano przeciągły ostry dzwonek zerwał nas z pościeli. Gwałtowne uderzenia kolbami w drzwi były odpowiedzią, kto dzwoni. (...) wbiegła gromada uzbrojonych żołnierzy sowieckich (...) rozbiegli się po mieszkaniu, chwytając z wielką uciechą różne drobiazgi (...). Darłam prasę w ubikacji, pod drzwiami której ustawił się żołnierz z karabinem. Wróciłam do pokoju, gdzie Buciunia pokazała mi stojące na stoliku pudełko z Hostiami. Pochyliłyśmy się i obie je przyjęłyśmy".
I to była Komunia na drogę, ale nie był to Wiatyk na godzinę śmierci. Droga wiodła ciocię Fullę na ponad 10 lat zesłania na Sybir. Przedtem Fulla zanosiła z upoważnienia biskupa Komunię dla przetrzymywanych w więzieniu. I to dlatego w domu był ołtarzyk, w pudełku Hostie Komunii św. Boże Ciało miały z przyjaciółką każdego dnia. W przemycaniu pomagała Ukrainka, strażniczka więzienna Bronia. Niewiele krążków Komunii mieściło się w owym pudełeczku - metalowym, pozłoconym od wewnątrz. Więźniowie dzielili je na drobne części. Potrzebne im było to Boże Ciało. Ciocia po latach wróciła z zesłania, ja o wiele później zostałem księdzem. Nieraz odprawiałem w jej małym mieszkanku w Zakopanem Mszę św., mając w wyobraźni tamtą jej Komunię - Wiatyk na syberyjskie drogi.
Wiele wspomnień eucharystycznych mam w pamięci - i tych zwyczajnych, w kilkanaście osób w parafialnym kościele w zimowe wieczory, i tych pielgrzymkowych na różnych miejscach, i tych turystycznych w górskich schroniskach czy w lesie na improwizowanym ołtarzu starego jawora, i tych w domach chorych, co to za Bożym Ciałem tęsknili, a pójść do kościoła już nie mogli. I po polsku, po czesku czy niemiecku - bo w różnych miejscach Bóg mnie stawiał. W czasie 54 lat od moich święceń chyba tylko dwa razy nie stanąłem przy ołtarzu, okoliczności nie dały mi szans. A Boże Ciało wciąż trwa i wcale nie jest jednym dniem w roku i nie jest jedną, choćby czterostacyjną procesją.