Zmniejszająca się liczba księży jest nie przyczyną innych trudności, jest raczej skutkiem takiego trochę niezdefiniowanego miejsca księdza w Kościele.
O co chodzi z tym 2+2=1? Bo z matematyką to na bakier. Istotnie. Ale życie nieraz każe rozwiązywać przedziwne nierówności. Ostatnio kilku biskupów diecezjalnych musiało się z tym uporać. A dobrego rozwiązania nie ma. Ludzi coraz mniej, przynajmniej w Europie. Wioski się wyludniają, w niektórych rejonach Polski wręcz pustoszeją. Niejedno miasteczko w wiochę się zamienia. Ostatni spis powszechny wskazał na Opolszczyznę jako obszar kraju najmocniej dotknięty wyludnieniem.
Mała parafijka, licząca niedawno ok. 600 mieszkańców, zmniejszyła się poniżej 500. Wspomnieć trzeba o strukturze wieku owej miejscowości, a chodzić może o ponad połowę mieszkańców w wieku mocno zaawansowanym. Proboszcz utrzymuje się z ofiar parafian, z tego samego źródła trzeba utrzymać kościół i zwykle zbyt duże budynki parafialne. Trochę ziemi jest, ale dochody z ziemi są zwykle rzędu "co kot napłakał". Byłem proboszczem, wiem. Czasem gdzieś niedaleko druga podobna "stolica", może i kolejne. A proboszczowie po siedemdziesiątce. Co wtedy?
Ano właśnie, wtedy na przykład 2+1=1. To znaczy trzy parafijki połączyć w jeden rejon duszpasterski, z dwóch proboszczów zostawiając jednego, a ten drugi może objąć jakiś inny wakat; jeśli skończył 75 lat, może odejść w stan spoczynku. Oczywiście, życie stworzyło wiele różnych kombinacji lokalno-osobowych, także finansowych, komunikacyjnych i jakichś tam innych. Przyznaj, Czytelniku, że wiek 75 lat z wielu względów jest wymogiem nieludzkim. Starszy pan zwykle jest sam, o plebanię z pomocą równie wiekowych parafian jakoś tam dba - przynajmniej, żeby przez sufit nie ciekło, zimą marznie, bo jak tę "rezydencję" ogrzać...
Inny problem to katecheza. Mógłby taki wiekowy proboszcz być dobrym duchem dla szkoły, dla dzieci i nauczycieli. Ale on nie nadąża za zmianami "w oświacie" - w znaczeniu przeobrażeń mentalności uczniów, jak i kolegów (koleżanek) nauczycieli. Ale także zmian organizacji nauczania, oceniania uczniów, jak i samej metodyki pedagogicznej. A dyżury na przerwach! Nie mówiąc o rozziewie katechezy szkolnej i sakramentalnej. Bardzo często także przemieszaniu dzieci jego parafii z innymi - w różnych zresztą konfiguracjach. To tylko niektóre problemy. A dotyczą nie tylko wiekowych proboszczów na wsi, ale większości księży katechetów i w ogóle miejsca katechezy tak w parafiach, jak i w szkołach.
Dwa plus jeden.... Mogłoby się zdawać, że głównym problemem Kościoła jest stan liczbowy księży. A jednak nie. Zmniejszająca się liczba księży jest nie przyczyną innych trudności, lecz raczej skutkiem takiego trochę niezdefiniowanego miejsca księdza w Kościele. Upraszczając, można powiedzieć, że młody ksiądz jest w zasadzie nauczycielem religii. Starszy, gdy zostaje proboszczem, staje się też zarządcą majątku i administracji parafialnej, organizatorem pobożności, zwykle też kierownikiem cmentarza.
Kim powinien być? Ojcem dla parafian, Liturgiem - z dużej litery, boć to funkcja i zaszczytna, i ważna, i odpowiedzialna. Powinien parafianom przewodzić w sprawach ważnych i najważniejszych, ale nie zawłaszczać funkcji czysto społecznych. Ducha budzić wszędzie tam, gdzie materia w różnej swej postaci uparcie wpycha się w życie. Być dyskretnych przyjacielem, ale nie kumplem... Wyliczanka niepełna, oczywiście.
Czy musi być w każdej wiosce? Nie musi. Ale żeby to "nie musi" miało sens, powinien uwolnić się od wielu zadań, które wspólnota wiernych świeckich może sama z pożytkiem podjąć. Od spraw remontowo-budowlanych po przygotowanie liturgii, po współpracę w katechezie, także komunijnej czy - szerzej - sakramentalnej (bierzmowanie, małżeństwo). To po co ksiądz? W wielowioskowej czy w nieco większej parafii zajęć i tak będzie miał wiele. Choćby kazanie - niech powie, co parafianom w ten dzień potrzebne, a nie sięga po stare gotowce. No i musi być święty. A w tej chwili już jest podejrzany przez sam fakt, że jest księdzem.
Musi być święty... Czy to oczekiwanie z innej bajki? Bo świętość, mimo woli, odnosimy do ogłoszenia przez papieża kogoś świętym. Potrzebni są ci deklarowani święci. Ale równie potrzebni są święci w kręgu Kościoła i jego ziemskiej społeczności. Nie jest jasne, na ile potrzeba świętości Kościoła - tak duszpasterzy, jak i wiernych - jest podbudowywana skomplikowaną, rozrośniętą i niezrozumiałą strukturą administracyjną. A tu już chodzi nie tylko o iluś księży, którzy mogliby być nie urzędnikami, a duszpasterzami, nie wykładowcami, a katechetami. Tu chodzi o zgoła fundamentalne postawienie Kościoła pośród świata jako ludu Bożego, a nie instytucji światowej, rozrośniętej bardzo, rządzącej się prawami nie bardzo rozumianymi w świecie, bo z korzeniami sprzed wieków.
Szukając odrodzenia się Kościoła, nie potrzeba wychodzić poza podstawową wizję zawartą w dokumentach Soboru Watykańskiego II (lata 1962 do 1965). Dobiega 60. rocznica jego rozpoczęcia, a najbardziej istotne postanowienia wydają się wciąż czekać na wdrożenie. Włącznie z fundamentalnym założeniem, że tak świeccy, jak i duchowni chrześcijanie winni być świętymi. Trudne to, ale przecież nie o instytucję światową chodzi, tylko o Kościół Jezusowy.