Na 90. rocznicę urodzin arcybiskupa Alfonsa Nossola.
Kiedy abp. Alfons Nossol żegnał się z redakcjami „Doxy” i „Gościa Opolskiego” jako ordynariusz diecezji - 13 lat temu to było, w uroczystość św. Anny - oczywiście zaśpiewaliśmy mu „sto lat”. Arcybiskup odpowiedział w swoim stylu: „Z tym »sto lat« to jest bardzo niebezpieczne, bo moga richtig dożyć!”.
No i jutro (8 sierpnia) abp Nossol będzie obchodził 90.urodziny. To wielka radość dla wielu (i dla samego Jubilata, jak wolno podejrzewać). Dlaczego? Bo abp Alfons Nossol jest już w tej chwili - nawet bardziej niż był w czasach swoich rządów diecezją (co jak przyznawał nie było jego marzeniem, ani go nie uszczęśliwiało) - mocnym, wyraźnym znakiem. Czego? Innego Kościoła, innego społeczeństwa, a nawet innej Europy. Abp Nossol jest tak inny, tak swoisty. Egzemplaryczny - jak mawia.
Wszystkich osiągnięć i spraw, którym arcybiskup poświęcił owocne życie, tu nie wyliczę. Nie ma szans. To felieton, nie życiorys. Ekumenia, pojednanie polsko-niemieckie, szacunek dla odmienności, niezmienny nacisk na dialog - „macierzysty język ludzkości”. Dobry Bóg wie ileż to razy my, opolscy dziennikarze, byliśmy już niemal znudzeni tym niezmordowanym powtarzaniem przez arcybiskupa pewnych fraz.
A teraz, właśnie teraz - kiedy w Polsce dominują katastrofalne antyeuropejskie i nacjonalistyczne trendy polityczne - w kryzysie Kościoła i w rosnących szeregach antysoborowo, antyekumenicznie nastawionych środowisk widać jak na dłoni jakiego Kościoła potrzebujemy: prostego, służebnego, dialogicznego, bliskiego ludziom, otwartego na inne wyznania i gotowego do rozmowy z ludźmi spoza instytucjonalnych granic kościelnych. Właśnie takiego jak głosi abp Nossol.
Jednak ja chciałem o czym innym, a tu popadam w nieco jubileuszowy ton, co czytelnik wybaczyć musi, bo taki ton arcybiskupowi należy się jak mało komu.
Przede wszystkim chcę powiedzieć to, że ogromną zasługą abp. Nossola jest podniesienie śląskiej kultury, tożsamości i historii z czasów powojennego upadku, dezawuowania a nawet pogardy dla niej. Wiem: tu pojawia się ogrom niuansów politycznych, społecznych oraz historycznych, nie do końca zaleczonych ran. Lecz nie chodzi tu o taką dumę z własnych korzeni, która wywyższałaby się czy gardziłaby kimkolwiek innym. Kto by tak twierdził, Nossola w ogóle nie zna i nie rozumie.
Abp Nossol jest dla regionalnej kultury i tożsamości Śląska, tym kim ks. Tischner był dla kultury Podhala. Był pierwszym, a na pewno pierwszym szeroko znanym człowiekiem, który w wystąpieniach publicznych używał śląskiej gwary. Nie obawiał się wtrącać także niemieckiego słowa czy powiedzenia, tak jak to bywało i bywa przecież w domach na Śląsku.
Podczas pożegnalnej Mszy św. dla mediów diecezjalnych kładł nam do głowy właściwie jedno - jakby swój testament dla nas: „Musicie dobrze znać śląską specyfikę, to nasze proprium Silesiacum. Europa potrzebuje pojednanej różnorodności, której Śląsk jest symbolem i przykładem”.
O tym jak ważna jest choćby sama gwara - lecz i szerzej - regionalna kultura i tożsamość („język serca” milion razy przywoływany przez arcybiskupa) - w przekazie wiary mówił ostatnio w Kanadzie papież Franciszek w dramatycznym kontekście nieposzanowania kultury rodzimej również przez Kościół. „Wiara rzadko rodzi się w trakcie samotnego czytania książki w salonie, ale rozprzestrzenia się w rodzinnej atmosferze, przekazywana jest w języku matek, przy słodkim śpiewie gwarowym babć”.
To jest jeden z głębokich śladów jakie abp Alfons Nossol zostawił w świadomości wielu mieszkańców naszego regionu. I za to - jak i za naprawdę wiele innych spraw - należy mu się szczera wdzięczność.