Nowego ducha, inspiracje i śpiewy zaczerpnęła z tego źródła grupa młodych z diecezji opolskiej.
Obserwacją, która ich zaskoczyła w wiosce założonej przez brata Rogera było to, że tam prawie wszystkie krzesła nie miały oparć. Nieprzypadkowo.
Jak potwierdził br. Maciej, przestrzeń wzorowana jest na ich stylu życia. I ta prostota, nawet w wystroju, choć często jest zmaganiem, ma znaczenie, uczy i porządkuje myśli. - Bo generalnie w Kościele chodzi o to, by dać człowiekowi to, czego bardzo pragnie, albo potrzebuje, choć często sobie tego nie uświadamia - wskazał.
Pojechali do wioski Taizé we Francji na tydzień. Wyruszyli na początku sierpnia - 10 osób, głównie studentów, licealistów wraz z ks. Łukaszem Knieciem, diecezjalnym duszpasterzem. Była to jedna z wakacyjnych propozycji duszpasterstwa młodzieży "Ławka" - prócz "Domówek" i otwartych spotkań w "Kurniku" na Górze Świętej Anny. Bo "Kurnik" - swoisty młodzieżowy azyl i centrum spotkań, to właściwie efekt poprzedniego pobytu w tej francuskiej wiosce.
- Taizé na pewnym etapie naszego Duszpasterstwa stało się bardzo ważne, takim z którego czerpiemy najbardziej. Tam, podczas pobytu 3 lata temu uczyliśmy się Kościoła, duszpasterstwa, to miejsce zainspirowało nas do tego, jak chcemy funkcjonować po powrocie. I później zaczął powstawać "Kurnik" - w czasie pandemii bardzo nam się poukładało w głowach, jak byśmy go czuli. Nie miałby takiego kształtu, gdyby nie Taizé - przyznaje ks. Łukasz. I rzeczywiście w annogórskim domku panuje spokój, prostota, samodzielnie wykonuje się proste prace, a rytm wyznacza wspólna modlitwa. - Chodziło o danie młodym ludziom przestrzeni i czasu do spotkania z Nim i ze sobą. Okazuje się, że tego bardzo potrzebują. I teraz też wybraliśmy się do Taizé jak do źródła (tak nazwał to miejsce Jan Paweł II). Codziennie wieczorem dzieliliśmy się tym, co się działo w ciągu tego dnia, co było dla nas ważne. Wróciłem z zachwytem, jakimi ścieżkami Pan nas prowadzi, co nam daje, gdy oddajemy Mu swój czas - podsumowuje.
Modlitwa w ciszy albo przy śpiewie charakterystycznych kanonów, przy blasku świec tworzy niesamowity klimat. Ks. Łukasz KniećW tej burgundzkiej wiosce przewija się ciągle ok. 2,5 tys. osób: gości, wolontariuszy, także braci ze Wspólnoty. Wielonarodowa i wielowyznaniowa mieszanka.
- W grupie mieliśmy osoby z różnych krajów: z Francji, Malty - dzięki temu mogliśmy rozmawiać o różnicach kulturowych, ale też w przeżywaniu swojej wiary na co dzień. Nie zawsze można było porozumieć się w języku angielskim, co było dla nas wyzwaniem. Jeszcze większym - rozważanie Słowa Bożego, bo było trudne. I jak pierwszego dnia omawialiśmy wieżę Babel, tak wokół nas wiele było jeszcze zamieszania, bo i my dopiero przyjechaliśmy i część wolontariuszy, więc nie wiedzieliśmy dobrze, co robić, gdzie się poruszać - opowiada Marta Gabriel z Opola, jedna z uczestniczek. - Nie znaliśmy wszystkich kanonów, więc i śpiew nie był taki spójny, ale z każdym dniem wszystko było łatwiejsze, bardziej harmonijnie, poznawaliśmy kolejne osoby... W ostatni dzień było czytanie o Zesłaniu Ducha Świętego, który wszystkich połączył i umocnił, i my też się czuliśmy bezpiecznie i dobrze wśród przecież prawie obcych osób, bo wiedzieliśmy, że łączą nas podobne wartości.
Spodobało jej się, że żyje się tam jakby wolniej. I to, że każdy robi, co do niego należy, ale gdy zaczynają bić dzwony, wszyscy idą na modlitwę. - Nikomu nie trzeba było tego tłumaczyć, to było wartością, spajało nas. To też były momenty, kiedy byliśmy razem całą wspólnotą w Taizé. Najbardziej klimatyczne było wieczorem: ciemność, blask świec, cisza, która niektórym początkowo może się dłużyć, bo mało jest jej w codzienności, ale z każdym dniem wydaje się być krótsza, choć trwa tyle samo - wspomina.
Pod błękitnym niebem Burgundii... Ks. Łukasz Knieć- Nam w przeżywaniu tej ciszy pomagało, że w "Kurniku" z ks. Łukaszem praktykujemy taką modlitwę. Tym razem też wychodziliśmy więcej do innych. Jest tam takie miejsce, gdzie można np. przyjść z gitarą, posiedzieć, porozmawiać, choć taką okazją było też stanie np. w kolejce pod prysznic czy po jedzenie. Ciekawe były dla mnie rozmowy z nimi, ta różnorodność. Spotkaliśmy tam panią, która przyjeżdża tam co roku od lat. Znała jeszcze br. Rogera, jeździła najpierw sama, potem z mężem, z dziećmi a dziś nawet z wnukami. I zamarzyło mi się to samo... - uśmiecha się Florian Kasprzyk z Kadłuba Turawskiego.
Cieszą się, że zaraz po powrocie pojechali do "Kurnika". - Tu też jest ten klimat i możemy się dzielić tym, co przeżyliśmy, bo trudno opisać piękno Taizé i niezwykłość tkwiącą w jego prostocie, która przemienia uczestników.
- Bracia zachęcają do podejmowania jakichś prostych zadań, np. zmywania naczyń, wydawania posiłków, bo przecież ktoś musi to zrobić. Po paru dniach zrozumiałam, że to jest ważne, że można potraktować je jako służbę drugiemu i wprowadzić takie podejście do swojego życia na co dzień. Robić nie tylko rzeczy, które wydają nam się przydatne dla osobistego rozwoju, ale i zwyczajne, konieczne - tak po prostu, nie traktując ich jako obowiązek czy poniżenie - dzieli się swoim odkryciem, godnym dojrzałego człowieka.
O wyjeździe na Taizé przeczytacie także w Gościu Opolskim nr 33 (21.08.2022).