Strumień nyski trzeci dzień w drodze - dziś można ich spotkać pomiędzy Gogolinem a Górą Świętej Anny.
Oni wyszli najwcześniej w diecezji - już w niedzielę rano. Czerwona, franciszkańska "jedynka", zielona "szóstka" z Prudnika, żółta z Nysy i Paczkowa oraz czerwona z Otmuchowa. Modlitwa, rozważania, konferencje, Msza św. wypełniają im kolejny dzień. Pomiędzy nimi śpiewy, chwile rozmowy, posiłki i odpoczynek na postojach.
- Z córką Antosią idziemy pierwszy raz, a tak w ogóle to ja po raz czwarty, a mąż - piąty. Bardzo już czekaliśmy na to - chcieliśmy się wybrać w ubiegłym roku, ale była ta pielgrzymka sztafetowa, więc nie poszliśmy i dopiero teraz się zdecydowaliśmy iść - uśmiechają się Klaudia Brzeżańska z Otmuchowa i towarzyszący jej mąż Wojciech. Antosia w czerwcu skończyła dwa latka i uczestniczy usadowiona wygodnie w wózku bądź w nosidełku na ramionach rodziców. Ta droga to dziękczynienie właśnie za nią.
Państwo Brzeżańscy idą tym razem całą rodziną, by dziękować za córeczkę Antosię. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćSił dodają intencje, a tych jest niemało. Najważniejsze, jak wyśpiewali w jednej z piosenek: "Zaufaj Panu już dziś".
- Ja idę trzeci raz, żona już siódmy. Warto podjąć ten trud, jest ta atmosfera, czas na modlitwę, o który w życiu codziennym, w zapracowaniu jest trudniej. A osobiste intencje też mamy - podsumowują Anna i Paweł.
Bywają i bardziej żartobliwe motywacje: - My przeważnie chodzimy razem, chyba już szósty raz. Ja idę, bo mi żona kazała... - śmieje się Janusz z Otmuchowa. - Janusz zawsze ma rację, więc musimy trzymać się razem - kwituje jego żona Patrycja. - A ja jestem ich sąsiadką, więc poszłam z nimi – przyznaje Renata. Jednak, już poważniejąc, dodają: - Ta modlitwa, uduchowienie nas pociąga i pcha do przodu. Ale dopiero jak człowiek przejdzie ten cały dzień i jest ten nocleg, gdzie się prześpi jak pielgrzym, to dopiero czuje, że to może nazwać naprawdę pielgrzymką.