Któż to dziś czyta Sienkiewicza i jego trylogię! A można by się z tej lektury niejednego nauczyć.
Szczególnie w dziedzinie języka – polskiego skarbu narodowego. W "Panu Wołodyjowskim" przypomina mi się scena z Zagłobą i Basią, która w chwili konfuzji wlazła na drabinę. Pan Zagłoba, zacny człowiek, przekonuje ją do zejścia z drabiny. Żadne argumenty nie pomagają… Sięgam do tekstu:
– Nie zlazę!
– Dobrze, to siedź; powiem ci jeno, że to nawet i niepolitycznie pannie na drabinie siedzieć, bo ucieszny może dać światu prospekt!
– A nieprawda! – rzekła Basia ogarniając rękoma jubkę.
– Ja tam stary, oczu nie wypatrzę, ale zaraz tu wszystkich zawołam, niech się dziwują!
– Już zlazę! – wołała Basia.
Który fragment zwrócił moją uwagę? Oczywiście, słowo „niepolitycznie”. Bo to dzisiaj nieomalże wszystko jest polityczne. Żeby nie być gołosłownym, dam jeden przykład: *********. Dziewięć, żeby nie mylić z ośmioma, jasne? W dawnej polszczyźnie słowo „politycznie” znaczyło tyle co z szacunkiem, grzecznie wobec innych, z atencją i poważaniem. „Niepolitycznie” zaś oznaczało zaprzeczenie, brak tejże pełnej szacunku postawy tak wobec innych, jak i wobec samego siebie.
Co z tego wszystkiego wynika? Otóż to, że otaczający nas ludzki świat stał się w sporej mierze niepolityczny. Zdziwieniem napawa wrażenie, że najwięcej owej niepolityczności jest po stronie polityków. I tych z mandatami, i tych też… z mandatami. To znaczy obdarzonych mandatem w wolnych wyborach, i tych naznaczonych mandatem przez stróżów publicznego porządku. Bieda w tym, że telewizyjni realizatorzy różnych transmisji bądź migawek nie nadążają w tłumaczeniu, czyli zamianie liter na ilość gwiazdek. Czy zdajecie sobie sprawę ze skutków ewentualnych błędów przekazu? Toż to może być początek jakiejś nowej wojny polityczno-niepolitycznej. Horror.
Zostawmy gwiazdki. Bo i politycy zostawiają je ulicy. Rasowy polityk posługuje się otwartym tekstem. To znaczy takim, w którym gwiazdki niepotrzebne. Ot, w mowie mówionej (także pisanej klawiaturą), użyje krótkiego słowa, na przykład „rtęć”, gwiazdek tu nie trzeba, ale kontekst dnia pozwala zrozumieć, o co chodzi. Dobra to technika, bo nie używając słów zwanych brzydkimi, uchodzącymi za przekleństwa, przypisywanych nie wiadomo dlaczego rynsztokom można powiedzieć bardzo dużo. Pewnie nawet więcej niż się pomyślało (bądź nie pomyślało). Tego nawet Sienkiewicz nie wymyślił. Przykładów z różnych politycznych (zarazem niepolitycznych) scen jest wiele, nie ma potrzeby egzemplifikacji.
Jeszcze inna przypadłość zgoła niepolityczna bardzo nam doskwiera. Owe telewizyjne „debaty we czworo” (czasem więcej, czasem mniej). Często z pomocą zdalnych połączeń – super sprawa. Te połączenia. Bo użytek różny. Najbardziej lubię te kwadransiki, w czasie których 4 gości zabiera głos 120 razy. No, chyba proste: 4 gości x 15 minut x 2 wejścia każdy równa się 120 mówcominutom. Prowadzącego(-ej) nie liczę, bo i tak musi ich przekrzyczeć. Wariacje tych układów są różne, słuchacz też dostaje wariacji i wyłącza pudło.
Przepraszam, że tak lekko o tym piszę. Zarazem czuję się zobowiązany wyjaśnić dlaczego te tematy na zacnym, katolickim portalu poruszam. Otóż wiadomo, że wiara bierze się ze słuchania. A nie tylko wiara. Poznanie świata, poznawanie innych ludzi, tworzenie się kręgów przyjacielskich też zaczyna się ze słuchania. Nie mówienia, a słuchania. Bo to właśnie słuchanie jest conditio sine qua non nawiązania duchowej, a przynajmniej treściowej więzi. Żeby mógł się zawiązać jakiś krąg, klub czy coś takiego międzyludzkiego.
Mnie najbardziej na sercu leży wiara i wszelkie dobro, jakie z jej przyjęcia wynika – i dla przyjmującego, i dla całego otoczenia. Musi to być jednak mówienie i słuchanie nie tylko słów, ale i przekazywanych treści. A gwiazdki, choćby ozdobne, nie są w stanie przekazać ani głębi wiary, ani siły dobra. Trzeba zatem dbać w szeroko rozumianym ludzkim świecie o poziom komunikacji słownej. Potrzeba mówców – a nie błyskotliwych odbijaczy piłeczki. Potrzeba polityków – a nie niepolitycznych nowomówców. Trzeba też kaznodziejów i autorów, którzy – jak czterej ewangeliści – potrafią w krótkich, a skondensowanych zdaniach wypowiedzieć tajemnice i człowieka, i Boga. W społecznościach, gdzie królują słynne gwiazdki i inne substytuty słowa, Boga głosić nie sposób. Bo tam i człowiek się gubi.
Nie ma w moim zamyśle, także w oczekiwaniach wielu, zamiaru sprowadzania wszystkiego do języka czy to katechizmowego, czy świątynnego. Potrzebujemy czego innego: odzyskania języka wspólnego wszystkim, języka władnego wypowiedzieć przede wszystkim dobro. I to od ludzi pochodzące, i to od Boga przychodzące.
Za dużo chcemy?...
PS. Na moim komputerze, mimo aktualizacji, program głośnego czytania zignorował gwiazdki. No i tak trzymać, ludzie!