Zaczął się październik. Od kilku dni było wiadomo, że się zacznie nie jakiś marzec, a właśnie październik.
Marzec? To niemożliwe. Dlaczego niemożliwe? Bo tak jeszcze starożytni ustalili bieg kalendarza. No i sobie biegnie. Ale przecież nie wszystko możemy sobie ustalać i definiować. I czasem coś nas zaskakuje. Andrzej przywiózł mi taką łamigłówkę: 28+7+19+14=x. To znaczy: 28 lipca roku 1914. Jest to data początku pierwszej wojny światowej. Suma tego szyfru to x=68. Niby nic takiego. Ale jeśli tak samo zaszyfrujemy datę początku drugiej wojny, otrzymamy… Tak, tak, także y=68. Proszę sprawdzić. Eee tam, przypadek. No to szyfrujmy dalej – początek najazdu Rosji na Ukrainę, przypominam, to było 24 lutego roku bieżącego. Szyfrujemy i… znowu z=68! Kolejny przypadek? x=y=z. Następnych dat nie mamy, nie możemy więc niczego sprawdzać. W każdym razie wszystko jest możliwe.
Bardzo dobrze. Bo gdyby się okazało, że wszystko jest zaszyfrowane w jakimś niepojętym równaniu dziejów świata, to mogłoby znaczyć, że nie ma miejsca na wolność, a wszystko musi się wydarzyć z matematyczną koniecznością. I możliwe byłoby tylko jedno. Tymczasem, twierdzimy, wszystko jest możliwe. No, niestety wszystko dobre, ale złe także. Złe w znaczeniu materialnym, fizycznym – na przykład katastrofalna powódź. Ale także w sensie moralnym – na przykład kolejna wojna, choćby ta, która już i naszym światem dobrze potrzęsła i trzęsie dalej. Jedno, co łączy te i inne wydarzenia, jest ich nieuchronność. Jeśli jesteśmy w stanie czemuś zapobiec, są to raczej drobne sprawy. Możemy też minimalizować skutki zła – tak fizycznego, jak i moralnego. Ale to „coś” wisi nad nami, jak miecz Damoklesa, patrona beztroskich a przegranych.
Trzeba na sprawę popatrzeć z innej strony. Ta inna strona, to lekceważenie niebezpieczeństwa, lekceważenie mogącego uaktywnić się zła. Czasem więcej niż lekceważenie, bo nieraz chodzi o prowokowanie zła, zgoła lekkomyślne bawienie się zagrożeniami. Tak bywa w sprawach osobistych, rodzinnych. Tak bywa i w sprawach wielkich, publicznych, społecznych, politycznych. Bawienie się sprawami społecznymi, politycznymi? Przecież to nonsens! – zawołasz. No to popatrz na dzisiejszych polityków, zwłaszcza unijno-europejskich płci obojga. Przecież gołym okiem widać, że dla nich to dobra zabawa. Dla niektórych, podejrzewam, tylko zabawa. Przy tym nie muszą za nią płacić, bo to my im płacimy. Przepraszam, ale ja tylko próbuję przetłumaczyć zawiłą prawdę na prosty język naszych skojarzeń. Osób nie wskazuję, koń jaki jest, każdy widzi.
Pewnie w tych dniach, gdy będę na spacerze z moim dużym i czarnym psem, ktoś mnie zagadnie. „No to już mamy się bać, proboszczu, czy dopiero za tydzień?”. Pies podstawi swój wielki i mądry łeb, by go pogłaskali, a ja powiem: „Emeryt jestem, nie proboszcz”. A proponuję się nie bać nie tylko dziś, ale i za tydzień. W ogóle się nie bać. Strach jest złym doradcą. To co?. To ogrodzić się dobrem – powiadam – w rodzinie, sąsiedztwie, we wsi, w pracy, gdziekolwiek. Gdyby tak jeszcze dało się w sejmie i senacie… Bo wszystko jest możliwe – to tak po ludzku. A po chrześcijańsku mówiąc: Chrystus zmartwychwstał. Nie tylko na święta, ale na co dzień. „Wiem, ale…”
Ale to „ale” nas gubi. Ciekawe, że objawiła się na kontynencie nowa odsłona polityczno-społeczna. Italia, czyli Włochy! Większość postanowiła zaryzykować dobrem, głosując na Fratelli d’Italia. Nie wszystkim się to spodobało i już Italczyków straszą. Ale oni nie są pierwsi, są w towarzystwie tych wszystkich, którzy swoje kraje nie tylko płotami grodzą, ale starają się je grodzić mądrym dobrem. Na razie starają się. Jak nas będzie więcej i będziemy zgodni – to niejedno się uda i żadnego równania z szyfrowaną liczbą 68 nie będzie. A jeśli nawet, to nie zapominajmy, że po dwóch wielkich wojnach Polska się pozbierała. Potencjał i doświadczenie mamy. My – spod znaku orła białego, a przede wszystkim spod znaku krzyża. My z dwubarwnym sztandarem, siedmiobarwny nas nie interesuje. I uwierzcie, że wciąż wszystko jest możliwe.