Jestem blisko jednego z hospicjów, właściwie od czasu jego tworzenia się; to już prawie 30 lat.
Przemijający obraz wieczności - to czas, który biegnie drogami niewidocznymi dla oka, a przecie realnymi. Wieczność czeka, a czas jest osnową naszego życia, historii świata, a nawet trwania kosmosu. Jednak to nie kosmos nas ogarnia i porywa. To świat nas ogarnia, porywa, budzi nadzieje, ale nieraz przeraża. Dlatego raz trudno się wpisać w ten przemijający obraz wieczności, innym razem zaś wołamy: "chwilo, trwaj!". A chwila trwać nie chce. Taka jest jej natura. Z tej dwoistości wyrasta inna. Po jednej stronie nadzieja, po drugiej obawa. Jedna i druga osiągają różne momenty intensywności.
W tym przemijającym obrazie naszej rzeczywistości w skali maksymalnej zaznaczają się i trwają w pamięci pokoleń kolejne wojny. "To było przed drugą wojną. To było jeszcze przed powstaniem". Znamy to. Czasem tylko wojny i ich daty się plączą, ale to efekt naszej niedoskonałej pamięci bądź nieprzykładania się do nauki historii (co jest sporym błędem). W takiej naszej maleńkiej skali życia mamy inne znaczniki przemijania. Niebagatelnym przerywnikiem, nieraz trwającym bardzo długo, są choroby. "A, to jeszcze przed zawałem" - ktoś datuje w ten sposób jakieś wydarzenie. Swoi wiedzą, inni taktownie milczą, bo czy to ważne? Noo... dla kogoś nawet bardzo. Bo w każdym z tych przypadków - osobistych bądź powszechnych - kryje się albo nadzieja, albo obawa.
Nie jest łatwo stanąć wobec wyzwania trudnego i nieodwracalnego. Choroba - taka dziś częsta, coraz częstsza - nowotwór, popularnie zwany rakiem. I choćby to była jakaś łagodniejsza i łatwiej poddająca się terapii odmiana, rak jest rakiem i samo słowo brzmi złowrogo. A walka - tak w warstwie terapeutycznej, jak i psychologicznej - jest trudna, długotrwała... Albo wręcz błyskawiczna. Nadzieja bynajmniej nie jest odwróceniem czasu. Przeciwnie - nadzieja często staje się wyjściem naprzeciw chorobie. Potrzebna jest wtedy pomoc innych. Z tej potrzeby już wiele lat temu zrodził się w świecie, w Polsce także ruch hospicyjny. Bo hospicjum onkologiczne to nie tylko specjalistyczny oddział medyczny. Hospicjum w sensie lecznicy szybko zyskuje otoczkę w postaci wielu ludzi gotowych na różne sposoby pomagać tak chorym, jak i personelowi. Także zdobywać pieniądze, bo w tej dziedzinie możliwości wciąż nie nadążają za potrzebami.
Nadzieja i obawa... Obawa w tym kontekście to zrozumiałe, ale nadzieja? Tak, nadzieja także. Nadzieja, że w tej walce, że na tej "ostatniej prostej" nie zostanę sam. Stąd hasła: "Hospicjum to też życie" albo "i zostanę z tobą aż do wieczora, potem też". Jestem blisko jednego z hospicjów, właściwie od czasu jego tworzenia się; to już prawie 30 lat. Lekarze, pielęgniarki, pozostały personel, także administracyjny. No i ksiądz kapelan... To on zapoczątkował istnienie tego hospicjum. Od niedawna emeryt. Towarzyszył chorym i był z odchodzącymi. "Wiesz, byłem więcej niż z pięciu tysiącami odchodzących. I z rodzinami. Sił mi już brakuje". To była jego obawa - że sił mu braknie. A nadzieja? Pozbierał swoje doświadczenia, poddał rygorom naukowej metodologii, wzbogacił literaturą i... obronił na uniwersytecie doktorat na ten temat. Jego wersja książkowa jest już gotowa. Powinna się znaleźć w bibliotekach medycznych, teologicznych, psychologicznych. Jest owocem zmagania się konkretnych ludzi przez długie lata z obawą, jaką niesie w sobie choroba. Aby nadzieja wciąż trwała. Wraz z autorem książki wypada pokłonić się wszystkim, którzy w tym i wszystkich hospicjach świata zostają z chorymi "aż do wieczora, potem też".
Bo nadzieja to nie udawanie, że jakoś to będzie. Nadzieja to wielkie trwanie przy człowieku, który jest rozdarty pomiędzy obawą a nadzieją.