W nocy, która jest szczególnym czasem, kiedy wyłączamy niepotrzebne sprzęty i kiedy przestają działać różne mechanizmy obronne, Pan Bóg przejmuje inicjatywę. W głębi serca zaprasza człowieka do tego, żeby brał odpowiedzialność za innych, żeby uczył się wypowiadać słowa miłości.
Boimy się straty. W naszą ludzką naturę wpisane jest to, że mocniej reagujemy wtedy, kiedy coś stracimy, niż kiedy coś zyskujemy. A przecież nie można mieć wszystkiego, życie wymaga ciągłych wyborów, pomiędzy tym, co konieczne, a tym, co nieważne. Czas Adwentu zachęca nas do tego, żeby pokochać stratę, a noc jest tego szczególnie symbolicznym momentem. W nocy gasimy światła, wyłączamy wszystkie niepotrzebne sprzęty. Podczas gdy w ciągu dnia ludzie dzwonią z różnymi sprawami - jedne są ważne, inne zupełnie nieważne - to jeśli ktoś dzwoni w nocy, to dlatego, że ma jakiś ważny powód, bardzo często to są kwestie życia i śmierci. W nocy jest najwięcej samobójstw. Zdaje się też, że większość z nas została poczęta w nocy. Nocą prowadzimy inne rozmowy, o wiele głębsze niż za dnia. Noc jest też uprzywilejowanym momentem w historii zbawienia. Izraelici wyszli z niewoli egipskiej w nocy, Chrystus narodził się i zmartwychwstał również w nocy. Nie przypadkiem zresztą świętujemy Boże Narodzenie w czasie, kiedy noce są najdłuższe. W nocy dzieją się rzeczy najważniejsze.
W nocy wreszcie przychodzi anioł do Józefa. Ewangelista Mateusz przedstawia nam go w takiej stereotypowo niemęskiej sytuacji. Józef się boi, o czym świadczą słowa anioła. Ten młody, mający jakieś 18 lat chłopak, jest przerażony sytuacją, w której się znalazł. Ten strach go blokuje, sprawia, że nie może spać, że nawet w nocy to zajmuje jego myśli. To strach przed sytuacją, w której został postawiony: dowiedział się, że jego ukochana narzeczona jest w ciąży, chociaż wie, że to nie jest jego dziecko, wie też, że Maryi grozi ukamienowanie za cudzołóstwo. A jednak dla Józefa miłość jest ważniejsza niż prawo: jeszcze zanim przyszedł anioł i wyjaśnił, o co chodzi, Józef chciał jakoś potajemnie rozwiązać tę sprawę. My często traktujemy prawo, przykazania jako wymówki, żeby nie musieć się zaangażować. A tymczasem miłość wymaga od nas czegoś więcej, poświęcenia swojej reputacji, swojej dumy, czasem wymaga nawet złamania pewnych regulaminów. Dramatyzm tej sceny polega na tym, że anioł przychodzi i wzywa do złamania prawa Mojżeszowego. Obowiązkiem Józefa było doniesienie, że kobieta, z którą jest związany, jest w ciąży z dzieckiem, które nie jest jego.
W nocy, kiedy nie działają różne mechanizmy obronne, teraz to Bóg przejmuje inicjatywę. To dobra wiadomość, że inicjatywa zawsze jest po Jego stronie, bo gdyby Bóg działał w taki sposób, jaki my sobie wyobrażamy, gdyby tylko wysłuchiwał naszych modlitw, realizował tylko nasze pomysły, to zamiast wielkich dzieł, wychodziłyby dzieła raczej średnie. Sen jest tutaj obrazem życia wewnętrznego i teraz, tak jak w życiu młodego Józefa, Pan Bóg przejmuje inicjatywę i mówi do mojego serca. Ale żeby usłyszeć to, co mówi do mojego wnętrza, muszę najpierw powyłączać to wszystko, co mnie rozprasza. Anioł zaczyna od przypomnienia Józefowi, kim jest. Mówi mu: jesteś potomkiem króla Dawida. I tak samo każdemu z nas mówi: jesteś dzieckiem Boga, jesteś Jego ukochanym synem, Jego ukochaną córką.
Boże Narodzenie, które już za kilka dni będziemy świętować, mówi nam o tym, że Bóg wszedł w naszą historię, w historię świata oraz - co być może jeszcze ważniejsze - w moją osobistą historię. Bóg daje Józefowi konkretne zadanie: to właśnie on ma nadać imię mającemu narodzić się Dzieciątku. Nadać imię w języku biblijnym oznacza uznać ojcostwo. Matka rodzi dziecko, a teraz wskazuje na ojca, który tak naprawdę nie będzie nigdy pewny, czyje to dziecko, musi zaufać matce. Rola ojca jest też inna niż matki. Ojciec jest tym, który rozpoznaje swoje dziecko, mówi mu: ty jesteś mój. Można też nie mieć dzieci, a być ojcowską figurą w czyimś życiu. Jak to jest bardzo ważne w życiu - być uznanym przez kogoś, kogoś, kto mówi mi: ty jesteś mój, ty jesteś dla mnie ważny, ty jesteś moim ulubieńcem, ty jesteś mój ukochany. Bycie chrześcijaninem polega na wzajemnym wzmacnianiu poczucia bycia wartościowym - powiedzieć komuś: mój przyjacielu, mój synu, mój bracie to dowód największego uznania. Dojrzałość osiąga się poprzez głębokie więzi, nie przez intelektualne rozważania. I również Pan Jezus potrzebował od Józefa usłyszeć słowa miłości. Zanim w momencie swojego chrztu w Jordanie usłyszał, że jest umiłowanym Synem Ojca, wcześniej to Józef nazywał go synem.
Józef, a razem z nim każdy z nas, jest zaproszony do tego, żeby powiedzieć: Ty jesteś mój, ja Ciebie przyjmuję do siebie, ja biorę za Ciebie odpowiedzialność. To swoją drogą nieprawda, że Józef nic nie mówi w Ewangeliach. On nie musi wygłaszać wielkich przemów, ale ta dzisiejsza scena jest świadectwem tego, że Józef odpowiada na Boże powołanie i wypowiada najważniejsze słowo świata, nadaje Jezusowi imię, imię które oznacza "Bóg zbawia", mówi nam, że Bóg naprawdę staje się bliski każdemu człowiekowi, że staje się mały, żeby pokazać, że nie musimy się Go bać.
Również mnie Pan Bóg do czegoś zaprasza w ciszy i w głębokości mojego serca, ale to ja mam nadać temu imię, to znaczy wziąć odpowiedzialność. Historia św. Józefa to właśnie historia o dorastaniu do odpowiedzialności. Józef staje się ojcem, mimo że nie jest biologicznym ojcem Jezusa. Ten trochę nieporadny, zastraszony, wycofany i nieśmiały młody mężczyzna został wybrany na opiekuna Syna Bożego i cała jego wielkość leży właśnie w tym, że chociaż nie był człowiekiem sukcesu, to był blisko Pana Jezusa, nie bał się Go przyjąć do siebie. Nie bójmy się tych różnych słabości i porażek w naszym życiu. Pan Bóg zawsze wybiera to, co słabe i nieciekawe w oczach świata, żeby dokonywać swoich cudów. Chociaż mógł urodzić się na dworze cesarskim i mieć wszystkie możliwe wygody, to jednak wolał urodzić się w stajni, w brudzie i chłodzie, po to, żeby pokazać nam, że chce być obecny z nami w tym wszystkim, co trudne, co bolesne, co chore, co potrzebuje, żeby Bóg do nas przyszedł i to przemienił.