O tolerancji można mówić w odniesieniu do różnych sytuacji i postaw. Tolerować można wrzeszczące na podwórku dzieci albo i śpiącego w piaskownicy pijaka.
Tolerować można inaczej myślących, a z większym wysiłkiem także inaczej mówiących. Albo tolerancja, albo wojna z całym światem? Niezupełnie.
Nietolerancja religijna prowadziła w historii do okrutnych prześladowań i wojen. Może wydawać się dziwne, kiedy sprawy niemające wymiaru zewnętrznego potrafią z taką siłą oddziaływać na ludzi, że skutkiem staje się totalitaryzm. Ten namacalny, ogniem i mieczem pisany. Nietolerancja potrzebuje i szuka usprawiedliwienia. Hołdujący jej ludzie tworzą więc jakąś własną ideologię. A w niej fakty mieszają się z kłamstwami i urojeniami. Już tych kilka zdań ukazuje ogrom niebezpieczeństw wypływających z różnego rodzaju nietolerancji. Ktoś powie, że tolerancja wobec zła sama już jest złem. To prawda, a co najmniej może być prawdą. I tu czyha niebezpieczeństwo subiektywizmu – nie oceniając sprawy właściwie, sam mogę niewłaściwie zareagować. Aby od tego się uchronić, czasem lepiej okazać się zbyt tolerancyjnym niż rozdmuchiwać płomień nienawiści. Tolerancję karmić wyrozumiałością, a nie podsycać nienawiścią. •
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się