Aleksander mówi Oksanie: Jak mamy chleb, sól i wodę to wystarczy.
W wieczór przed pierwszą rocznicą wybuchu wojny Rosji przeciw Ukrainie siedzę w mojej ciepłej kuchni i palę fajkę. Słucham „Fantazji” Vaughana Williamsa i cieszę się życiem. Czekam na książkę z opowiadaniami Raymonda Carvera i myślę jak dobrze będzie móc usiąść na kanapie i je czytać. Za oknem zapada dość ciepły wieczór, a dzień był pogodny. W kwiaciarni „Irys” kupiłem trzy malinowe róże z powodu urodzin mojej żony, która urodzin nie obchodzi. Zjedliśmy dobry, ciepły obiad, wypiliśmy kawę, skosztowaliśmy nawet kilka profiterolek.
W ostatnich dniach spotykałem się i rozmawiałem z kilkoma Ukrainkami, które od roku mieszkają w Opolu ze swoimi dziećmi. Mają w sobie dużo siły i wiary. Ich miłość wydaje mi się jakaś inna. Jakby bardziej widoczna.
Oksana powiedziała mi, że kiedy dzwoni do swojego męża Saszy, on jej powtarza: pamiętaj,że jak mamy chleb, sól i wodę, to wystarczy. Żyjemy! Sasza (Aleksander) jest kapelanem-duszpasterzem snajperów z Bachmutu. Jest wolontariuszem protestanckiej wspólnoty z Winnicy i z jej ramienia pełni posługę kapelana właśnie w Bachmucie i okolicach, gdzie trwa najdłuższa i najzacieklejsza bitwa tej wojny. Rozwozi też żywność nielicznym cywilnym mieszkańcom – w tym wielu starym, często niepełnosprawnym ludziom, którzy tam zostali. Żyją w chłodzie, bez światła i wody. – Piją wodę z kaloryferów – mówi mi Oksana.
Niech żyje wolna Ukraina walcząca za wolność swoją i naszą.
Aleksander, kapelan snajperów z Bachmutu. Archiwum prywatne