Skonfiskowany w czasie II wojny światowej dzwon z 1616 r. wrócił do parafii Radoszowy.
Odlany został z brązu przez Adama Schrauba w 1616 roku. Waży 150 kg, widnieją na nim data i napis: "Gott ist mein Trost" (Bóg jest moją pociechą). Przez ponad 300 lat służył w radoszowskiej parafii. Zabrano go w czasie II wojny światowej (w 1941 r.), by przetopić na broń. Dzięki temu, że zaklasyfikowano go do kategorii A - najstarszych zabytkowych dzwonów - nie został przetopiony na potrzeby przemysłu wojennego, ale trafił na składowisko zarekwirowanych dzwonów w Hamburgu. Przez kolejne dekady służył na chwałę Bożą. Po 80 latach wrócił cały do kościoła św. Jadwigi w Radoszowach.
- Mam zdjęcie od cioci mieszkającej w Czarnowąsach, przedstawiające przeładunek dzwonów. One były w czasie II wojny światowej konfiskowane, zbierane w jednym miejscu (tak, jak na zdjęciu), a potem wywożone. Wśród tych dzwonów albo w podobnym punkcie mógł być też nasz - tłumaczy Damian Pośpiech, kościelny radoszowskiego kościoła, pokazując archiwalną fotografię.
Dzwony z wielu parafii były konfiskowane w czasie wojny, zbierane w jedno miejsce i wywożone. Tu w Czarnowąsach. Archiwum D. PośpiechaDzwon z parafii św. Jadwigi trafił w 1954 r. do Gelsenkirchen.
- Przez rok był zawieszony na naszej dzwonnicy, ale kiedy rok później parafianie sprawili sobie komplet nowych dzwonów, ten nie pasował do nich tonem, więc został zdjęty. Stanął na specjalnym stelażu w prezbiterium i przez lata służył jako gong podczas Przeistoczenia - tłumaczy ks. Markus Pottbäecker, proboszcz niemieckiej parafii św. Urbana w Gelsenkirchen.
Ani kapłan, ani wierni nie mieli jednak pojęcia, skąd pochodzi zabytek. Okazało się to rok temu, przypadkiem... - Przeczytałem artykuł o zwrocie jakiegoś dzwonu i rozmawiając o tym z panem, który robił stelaż dla naszego, dowiedziałem się, że wewnątrz niego jest napis: "Radoschau, st. Hedwig". Potwierdziłem to w wykazie z Hamburga i wraz z parafianami uznaliśmy, że powinien on wrócić tam, skąd został zabrany. Więc odnalazłem tę parafię i napisałem list - wspominał ks. Pottbäecker.
Ks. Markus opowiadał o motywacji, która nim kierowała. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćOtrzymany w styczniu ubiegłego roku list bardzo zdziwił ks. Grzegorza Sonnka, proboszcza parafii w Radoszowach. Po konsultacji z parafianami wyraził zainteresowanie odzyskaniem dzwonu. Formalności i uzyskanie niezbędnych pozwoleń zajęły rok, bo wymagało to zgody dwóch ministerstw.
Wreszcie w tym roku po Wielkanocy delegacja z Gelsenkirchen z ks. Pottbäeckerem przywiozła go na miejsce. W czwartek 13 kwietnia podczas Mszy św. nastąpiło jego uroczyste przekazanie do kościoła w Radoszowach przez delegację z niemieckiej parafii. - Mam nadzieję, że będzie on znakiem pojednania, cieszę się, że został zwrócony i znów będzie służył tu, gdzie wcześniej przez trzy wieki wzywał do modlitwy - podkreśla ks. Markus.
Dla radoszowian to wielkie wydarzenie. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćEucharystię zakończyło podziękowanie i ponowne poświęcenie dzwonu. Potem obecni na Mszy św. spotkali się na poczęstunku w sali wiejskiej.
Powrót zabytku cieszy obecnych i byłych mieszkańców, choć tych, którzy go pamiętają, już prawie nie ma. Póki co, stoi w prezbiterium, bo na wieży radoszowskiego od lat są już inne dzwony. Proboszcz ks. Sonnek planuje jednak wybudować obok kościoła niewielką wieżyczkę i tam zawiesić ten dzwon, z tablicą informującą o jego historii. Zapowiada, że będzie dzwonił o 12.00, wzywając do modlitwy "Anioł Pański". Ma też nadzieję, że wizyta z Gelsenkirchen będzie początkiem partnerstwa między parafiami.
Parafianie podziękowali serdecznie ks. Markusowi, że zwrócił im część cennego dziedzictwa. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćOkazuje się zresztą, że w samym Gelsenkirchen mieszka kilkanaście rodzin pochodzących z Radoszów. Do niedawna one też nie wiedziały, że znajduje się tam dzwon z ich rodzinnej miejscowości. - Ja sama mieszkam ok. 80 km dalej. Kiedy dowiedziałam się od siostry, że ksiądz ogłosił, iż dzwon z naszej parafii odnalazł się i jest w Gelsenkirchen, z ciekawości wybrałam się tam w niedzielę na Mszę św., żeby go zobaczyć, usłyszeć - opowiada Luzie Günther-Borstel (z d. Łucja Dembowy). - Całe szczęście, że ocalał. Bardzo dobrze, że wrócił do radoszowskiej parafii. Ciekawe, czy drugi (skonfiskowano dwa) też się jeszcze znajdzie... - zastanawia się.