Stres i zbyt szybkie tempo niszczą nasze życie i miłość.
Za dużo wszystkiego. Mądrych myśli, przenikliwych diagnoz, wstrząsających refleksji. Tego się nie da przetrawić. A może ostrożniej, trochę inaczej: ja już nie potrafię tego wszystkiego przetrawić. Nie mówię tu nawet o polityce, to inna rzecz. Ale tych wszystkich głosów, komentarzy, opinii ludzi Kościoła na temat: co robić w tej sytuacji kryzysu, zamętu i zamieszania w Kościele?
Zawód wymaga ode mnie śledzenia tego, co się dzieje i z profesjonalnych powodów oczywiście to robię. Czytam, staram się przemyśleć, wewnętrznie ustosunkować. Jednak za dużo tego jest. Może to kwestia wieku, który raczej pragnie spokoju, a nie gorączkowych i mnożących się opinii. Obawiam się, że to nie tylko to.
Pojechałem dzisiaj, żeby uchwycić być może ostatni słoneczny wieczór w kwitnących alejach czereśniowych na drogach prowadzących do Góry Świętej Anny. O tej porze roku to prawdopodobnie najpiękniejsze miejsce naszego regionu. Pełne czaru. Było pięknie, cicho, tylko ptaki śpiewały, mówiły coś nad polami. Stare drzewa też miały coś do powiedzenia. Bo dlaczego jedne z nich miały konary wykrzywione zgodnie z najczęstszym kierunkiem wiatrów, które tu wieją, a stojące obok nie? Dlaczego w stuletnich alejach zdarzają się drzewa samotnicze, oderwane od szeregu?
Dobrze mi zrobiło tych kilka nieśpiesznych, cichych chwil wśród czereśniowych drzew.
"Stres i zbyt szybkie tempo niszczą nasze życie, powodują kłopoty naszej psychiki, wewnętrzną niestrawność. To najbardziej niszczy ludzkie życie, relacje i miłość" - odpowiedział ks. Krzysztofowi Grzywoczowi na pytanie o główny destrukcyjny psychicznie czynnik współczesności prof. Klaus Dörner, sława światowej psychiatrii.
Mądrego miałem kolegę (Grzywocza, nie Dörnera). Wierzę mu (i Dörnerowi). Trzeba zwolnić. Powoli życie smakować. Nie rzucać się na wszystko.