Claude Monet chyba by tu oszalał.
Jego obraz „Maki w pobliżu Argenteuil” chowa się naprawdę głęboko na widok tego, co zobaczyłem dzisiaj w Wojnowicach (parafia Włodzienin).
Kierując się na ruiny starego kościoła wypatrywałem tego, czego szukałem.I nagle szok, naprawdę wstrząs. Intensywnie czerwone wzgórza po lewej stronie drogi wylotowej z Wojnowic. Pole maków. Ogromne pole. Mocno nasycona czerwień wśród bujnej zieleni kończącej się wiosny. Wyraźna, duża plama czerwieni na zielonym tle. Monet doznaje szoku i rzuca z rozpaczą pędzle w pole rzepaku po drugiej stronie drogi.
Widok na fragment pola maków w Wojnowicach. Andrzej Kerner /Foto GośćWiedziałem przecież, po co jadę. A jednak. To pole na wzniesieniach czerwone: jak nie z tej ziemi, jakby z innego świata. Jak błysk świdrujący świadomość: nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Bądź gotowy na niespodzianki.
Ma Prowansja swoje pola lawendowe. Mamy i my swoje aleje czereśniowe wokół Góry Świętej Anny przyciągające turystów. A tu – w niewielkiej wiosce, prawie już na rubieżach kraju – taki cud. Pole czerwoności. Tysiące, może miliony najdelikatniejszych płatków, które wymykają się obiektywom pod byle podmuchem wiatru. A jeszcze wśród świszczącego wiatru - nawoływania, śpiewy i monologi ptaków nad tym polem.
Brat Roger z Taizé powtarzał przez długie lata: Żyj tym, co niespodziewane. Takiego - aż przytłaczającego - piękna dzisiaj się nie spodziewałem.
Myślę, czy to przypadkiem nie Bóg chlusnął z radością i jednak nonszalancją (z całym szacunkiem, ale kto tam wie coś o Wojnowicach?) plamą czerwonej farby na zielone tło Płaskowyżu Głubczyckiego. Bo Mu się tak spodobało. I żeby dać znak, że – mimo całego chaosu, niepewności i zamętu – jest tutaj z nami.