Ukraińcy i Polacy świętowali wspólnie Dzień Niepodległości Ukrainy.
W czwartek 24 sierpnia w Opolu, jak w wielu polskich miastach, Ukraińcy i Polacy wspólnie świętowali Dzień Niepodległości Ukrainy. Dla pierwszych to dzień pełen nadziei, ale też nostalgii i troski o ojczyznę walczącą od półtora roku z agresorem, a także troski o bliskich. Dla drugich to okazja okazania solidarności i poznawania ukraińskiej kultury. Stąd występy muzyczne, tańce, warsztaty plastyczne, piękne haftowane stroje i ozdoby, potrawy charakterystyczne dla poszczególnych obwodów. Był także filmowy wieczór oraz plecenie siatek maskujących.
Alieksieieva Frasyna przyznaje, że od czasu wojny ten dzień ma dla niej zupełnie inne znaczenie. Na plac Wolności przyniosła drożdżowe pierożki, zwane mandzari, i czekoladowo-owocowe ręcznie robione pralinki.
- Przyjechałam do Polski z córką i wnukami, kiedy zaczęła się wojna, 9 marca. Trafiliśmy najpierw do Chróściny. Było nam bardzo ciężko, choć członkowie rodziny, która nas przyjęła, otoczyli nas opieką jak anioły. Potem córka wróciła do Ukrainy, a ja urządziłam się tutaj. Staram się coś robić, nie płakać, robić siatki maskujące i co wszystko inne, żeby pomóc chłopakom na froncie. Lubię też piec albo robić nasze specjały i częstować Polaków, żeby okazać wdzięczność za okazane dobro i pomoc. Bardzo chciałabym, żeby wreszcie nastał pokój i żebym mogła wrócić na Ukrainę - dodaje.
Dzień Niepodległości w Opolu zorganizowały organizacje społeczne i wolontariusze, przy wsparciu Urzędu Miasta i pod honorowym patronatem marszałka województwa opolskiego. - To uczta ukraińskiej kultury. Zorganizowaliśmy to święto tak, żeby móc poznać ją bliżej, polubić, świętować razem z przyjaciółmi z Ukrainy i oczekiwać razem na zwycięstwo. Pamiętajmy jednak, że celem nie jest tylko zwycięstwo, ale przede wszystkim pokój - podkreśla Maciej Wujec, wiceprezydent Opola. - Wojna jeszcze trwa, ale w tym roku jest więcej nadziei. Nasze narody w ciągu tego 1,5 roku bardzo się zbliżyły i dlatego czujemy, że to nasze wspólne święto. Staramy się, by było radosne, pełne muzyki, by na chwilę zapomnieć o problemach - dodaje.
- Bez kultury nie byłoby Ukrainy. To dla nas trudny czas, wojna trwa już prawie 550 dni. Obecnie nasz kraj walczy za wartości, które dla każdego człowieka powinny być naturalne: demokracja, wolność, niepodległość. Niepodległość każdy nosi w sercu, wolność jest własnością tych, którzy mają odwagę jej bronić słowem, czynem, a potem i krwią, na ulicach miast i wiosek - podkreślała Irena Pordzik, konsul honorowy Ukrainy w Opolu. Wskazała też na kobiety i dzieci, które wspierają walczących mężów, ojców i braci. Dziękowała Polakom za pomoc i solidarność.
Była też debata pt. „Jutro, kiedy skończy się wojna...”, zorganizowana przez Centrum Dialogu Obywatelskiego, której uczestnikami byli Ukraińcy w różny sposób związani z Opolem oraz deputowana z Iwanofrankiwska (online).
- Rozmawialiśmy nie tylko o tym, co teraz, ale pytaliśmy o przyszłość, o marzenia. Można je było też zapisać i powiesić na „drzewie marzeń”. Zbierzemy je i odczytamy, kiedy skończy się wojna. I mamy nadzieję, że się spełnią - podsumowuje Mirela Ulrich, organizatorka debaty. A co planują, jak skończy się wojna?
- Ja chciałabym przytulić swoją mamę - założyłam dziś haftowaną przez nią bluzkę, bo wtedy czuję się bliżej niej. I żeby moja córka mogła bezpiecznie jeździć tam na wakacje, bo dawno się już nie widziały - przyznaje Olga Zanikhovska.
- Ja najpierw mocno uściskam wnuka - wtóruje jej Yurii Lozyk.
- Chciałabym wrócić na rodzinny Krym, bo nie byłam tam od 10 lat, spotkać się ze starymi przyjaciółmi, a potem pojechać na plażę i sączyć napój... - mówi cicho mieszkająca w Opolu Antonina.
- Niedawno byłam w Kijowie, nie wytrzymałam z dala od kraju, choć wszyscy tu pomagają i jestem za to bardzo wdzięczna. Marzę o zwycięstwie i pokoju, żeby wrócić, zobaczyć Ukrainę kwitnącą, a nie zniszczoną, swoich studentów... - mówi Larysa Kovalenko, docent kijowskiego uniwersytetu.
- Moja 84-letnia babcia, która tu też jest, stwierdziła, że chce wyrobić zagraniczny paszport, by po wojnie wrócić do siebie, ale też jeszcze przyjechać tutaj. A ja... Wszyscy w Ukrainie wiedzą, że w Chersoniu rosną najlepsze arbuzy. Jak skończy się wojna, wrócę tam i zjem arbuza. Potem pojadę na wakacje na Krym - zapowiada Vladyslav Polozhai.