Czym zaskarbili sobie miłość dwaj szczególni papieże XX wieku - Pius X i Jan Paweł II? Ciepłem, którym promieniowali. A świat się cieszył, bo radość człowieka jest uśmiechem Boga.
Dobrze, jak starszego pana (siebie mam na myśli) młodszy kolega wyciągnie na jakąś uroczystość. Bo starszy pan myśli (a przynajmniej jest przekonany), że wszystko już na tym świecie widział. No, może z wyjątkiem konklawe. Więc pojechałem… Niedzielne popołudnie, zaczęły się nieszpory, kościół odświętnie przystrojony – zwłaszcza zebranymi parafianami. Nieszpory, nie żadne inne nabożeństwo. Z mojego miejsca widzę krąg ministrantów mniejszych i większych, marianki ze sztandarami, strażaków i innych „funkcyjnych”. Wszyscy śpiewają psalmy. Na wyświetlaczu strona w książeczce, nie tekst. No tak, nieszpory… Ale kiedy to słyszałem na parafialnych nabożeństwach nieszpory? Nie pomnę, strasznie dawno temu.
Zaraz, zaraz… Większość ministrantów trzyma książeczki zamknięte, ale widzę, że śpiewają. Buzie chodzą w rytm słów psalmodii. To znaczy… To znaczy, że tekst znają na pamięć! Zatkało mnie. I zauroczyło. Po służbie Bożej dzielę się wrażeniami z proboszczem. „No tak. W niedziele po południu nieszpory, a jak nieszpory – to przecież psalmy. Więc umieją”. Zdaję sobie sprawę, że to wieloletni wysiłek duszpasterzy. Proste, nie? Przychodzą to umieją. A w tylu kościołach nie umieją, bo nie przychodzą. A może nie przychodzą, bo nie umieją?... Nie mówię już nawet o nieszporach. Na Mszach bywa pustawo, a Boży dom śpiewem wypełnia organista nagłośnieniem wspomagany. Ponoć bywają kościoły wyposażone w super aparaturę z funkcją echa, co pozwala z głosu jednego człowieka chór uczynić. Ale to pewnie tylko złośliwe pomówienia, nie wierzę im przeto. Tu jednak takiego triku nie było, dokładnie rozejrzałem się po zakrystii, aparatura standardowa.
Ktoś powie: eee tam, na wsi to skansen i tyle. No, nie całkiem. Popatrzmy na liturgię. Inna wieś, inna nawet okolica. Msza „obstawiona” młodszymi i starszymi ministrantami, chłopcy i dziewczęta, funkcje przydzielone „z głową”, każdy i każda ma coś do zrobienia, wszystko i wyćwiczone, i zakotwiczone w miejscowej tradycji. Widać w nich poczucie, rzekłbym, godności i dumy nawet. Wpisują się w to i starsi ministranci. Obecni są też dorośli szafarze komunijni (po liturgii rozchodzą się z Komunią do chorych i starszych parafian). Ale bywa inaczej – proboszcz sam, albo i z jednym małym ministrancikiem, który czuje się niepewnie. Mały jest tu „inny”, jeszcze trochę, a zniknie z planu. W obu przypadkach sama atmosfera zakrystii jest niejednakowa. Tu przyjacielska, radosna, wręcz braterska, tam zaś trudno o atmosferze nawet mówić. I jak razem śpiewać psalmy, jeśli owo „razem” nie istnieje.
Dołożyłem współbraciom księżom? Nie. Konstelacje parafialne i zakrystyjne są czasem bardzo złożone. Nieraz dziedziczone i ulegające mutacjom w parafiach przez długie lata. Oddziaływania międzyludzkie odznaczają się sporą dozą bezwładności – tak po stronie parafian, jak i po stronie duszpasterzy. Patrząc na to nie wolno operować pytaniem „kto winien”. Zresztą nie o to chodzi. Często trudno dociec przyczyn jakiegoś chłodu w relacjach parafianie – ksiądz. I lepiej nie dociekać, bo wszystkiego prześwietlić nie sposób. Czym zaskarbili sobie miłość dwaj szczególni papieże XX wieku – Pius X i Jan Paweł II? Ciepłem, którym promieniowali na coraz to szersze otoczenie. Już za życia za świętych uważani. A świat się cieszył, bo radość człowieka jest uśmiechem Boga.
W innej parafii bierzmowanie. Zakrystia pełna, biskup gotowy do wyjścia i rozpoczęcia liturgii. W ostatniej chwili wpadł mały chłopczyk. Zaskoczony rozejrzał się wokoło i… I po kolei, od rówieśników zaczynając, wita się z każdym i każdą, podając swoją małą łapkę. Proboszcz wolał patrzyć w sufit, wiedział, że mały nikogo nie ominie. Ostatni był biskup. Potem mały błyskawicznie założył komeżkę i kołnierz. Dopiero wtedy biskup dostojnie, ale przecie lekko rozbawionym głosem wypowiedział zwyczajne w takim momencie słowa: „Wspomożenie nasze w imieniu Pana”. Gromko dopowiedziane hasło i uroczystość się zaczęła. Malkontent by powiedział: dwie minuty spóźnienia! Inny by dodał: ale pogoda ducha zachowana! Ta ostatnia więcej warta niż owe dwie minuty…