Zda się, że nadchodzi światowy kataklizm wywoływany przez wojowników armii złego. Z innej armii jesteśmy. Niech młodzi przyodziewają mundury, niech rządzący kupują uzbrojenie, niech generałowie układają plany batalii. My tej wojny nie zaczniemy, a miarą sukcesu nie będzie liczba "zneutralizowanych" wrogów.
Przed tygodniem do dobra przyłożyłem miarę okruchów. Wydaje się wszelako, że niesprawiedliwa to miara. Dobra jest bez wątpienia i wiele, i wielkiego. Każdy z nas ma w tej wielości swój udział. Większy, mniejszy - ale ma. Filozoficzna, jeszcze sprzed wieków reguła powiada: "bonum ex integra causa, malum - ex quocumqe defectu". Co się tłumaczy, iż dobro z integralności przyczyn się rodzi, zło - z jakiegokolwiek braku. Dlatego tak łatwo krzewi się zło, wyrastając z przeróżnych braków i ułomności świata i człowieka.
Największym rezerwuarem zła w świecie były i są wojny. Najstraszniejszy szał zła na naszych ziemiach rozpętany został w wojnie zwanej drugą światową. Szaleństwa dziejące się na obrzeżach wojny były straszniejsze od niej samej. Mogłaby o tym wiele powiedzieć zmarła przed tygodniem stuletnia z górą Wanda Półtawska. Bo już nawet moje pokolenie wie zbyt mało i niewiele pamięta. Kolejne pokolenia jeszcze mniej. Takie prawo przemijania.
Ale przecież mamy wszechobecną telewizję. Nie trzeba opowiadać co się dzieje. To widać, niezależnie od politycznej bądź narodowej orientacji. "Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej do Ciebie, Panie, bije ten głos. Skarga to straszna, jęk to ostatni, od takich modłów bieleje włos...". To pieśń powstania styczniowego, choć właściwie powstała po nim. Stała się wręcz hymnem narodowym. Bo naród żył, choć państwo dobijano. A bolesne było to dobijanie - chłosty, grzywny, więzienia, zesłania, konfiskaty, szubienica... A ludzie śpiewali i wielką cenę płacili. Bo wiedzieli, gdzie dobro, a gdzie zło. Wojny niby nie było, ale czymże było powstanie? Wojną z Moskalem. Czyżby więc kumulacją zła? Zależy, z której strony popatrzysz.
Tak, to kawał naszej polskiej, splątanej historii. Jeden z wielu. A przecież zło zatacza straszne kręgi w całym świecie. Nie pytając o politykę, historię, agresywność, żarłoczność państw (czy to znaczy, że także narodów?)... Otóż, patrząc na kipiący wrzątkiem zła kocioł świata, widzimy tę straszną i mroczną rzeczywistość. Dymy nad Ukrainą, gruzy i tysiące przysypanych nimi ludzi, ginących z pragnienia i ran... Bliski Wschód w ogniu rakiet, znaczony nowymi cmentarzyskami. Zda się, że od Kaukazu na południe i wschód zaczyna bulgotać kolejny kocioł wrzątku. A bliżej nas opętańcza polityka samodzierżawców może wybuchnąć pożarem wojny.
Czyżby trzeba się zbroić? Pewnie tak, bo przez dziurawy płot każda koza w szkodę wlezie. Ale zbroić się to szykować narzędzia (i to piekielnie drogie), służące obracaniu wszystkiego w ruinę i cmentarzyska. Nie zbroić się? To jakby zapraszać tych, co tylko sposobnej chwili czekają. A przecież zła złem nie zwyciężysz. Życia śmiercią nie obronisz. Gruzy, gdy dymy już opadną, nie nadają się do odbudowy. Trzeba od fundamentów zaczynać. Ale czym, za co i nawet po co? Czy raczej dla kogo?
Cóż zatem? Nadzieja umiera ostatnia... To zdanie ma swoją historię. Czy rzeczywiście nadzieja umiera ostatnia? Jeśli nadzieja zawiśnie tylko na jakimś przypadkowym kołku, jeśli nie będzie miała w sobie szczególnej mocy, nadludzkiej siły, to umrze raczej wcześniej niż ostatnia. I tu musi paść pytanie: jakiej to mocy nadzieja potrzebuje, by nie umarła? Nie ludzkiej mocy - ta nie wystarczy. O Bożej mocy tu mowa. A co z nadzieją niewierzących? Na przepadłe? Bynajmniej. Moja nadzieja, twoja nadzieja muszą ich nadzieję obudzić. Bo nadzieja jest w każdym, tyle że nieraz uśpiona, okryta jakąś hipotermiczną zasłoną, iskry jeno trzeba, by buchnęła płomieniem mocy dobra. A jeśli widzisz człowieka pełnego takiej nadziei, to już i o wiarę pytać nie musisz.
"Wojenne siostry", "Siostry z powstania", "Waleczne z gór", "Siostry nadziei" - to tytuły książek Agaty Puścikowskiej. Wszystkie książki o zwyczajnych, a niezwykłych kobietach, opowiedziane przez kobietę. Wspólny mianownik? Prosty: nadzieja (ta z mocą) kontra zło. Iluż takich ludzi - kobiet, mężczyzn, dzieci - także stanęło w armii dobra! Jeśli się wydaje, że nadchodzi jakiś nowy, może i światowy kataklizm wywoływany przez wojowników armii złego, to nie zapomnijmy, żeśmy z innej armii. Owszem, niech młodzi przyodziewają mundury, niech rządzący kupują uzbrojenie, niech generałowie układają plany batalii. My jej nie zaczniemy, a miarą sukcesu nie będzie dla nas liczba "zneutralizowanych" wrogów. Taka jest prawda naszych sumień. Ale nawet ponadczasowe dobro musi być mocno osadzone i w czasie, i w warunkach tej ziemi.