Gdy w przestrzeni obrad Sejmu widzimy i słyszymy odbicie telewizyjnych przepychanek, to jest nam przykro. I to bardzo. Mamy jednak nadzieję, że mimo wszystko Polska odzyska ten poziomu blasku, który jej przynależy.
Czy mogą być wszyscy jednego ducha i jednej myśli? I słowa jednego? Nie mogą. Dlaczego? Bo z tą ludzką zgodą bądź przeciwnością myśli, planów, zamysłów, działań to tak, jak z wodną elektrownią. Jeśliby woda w obu zbiornikach była na takim samym poziomie, turbiny ani drgną, prądnice energii nie dadzą, żarówka nie mrugnie. Zatem – poziomy obu zbiorników muszą być różne; im bardziej, tym więcej energii w całym układzie się wzbudzi. Jest jedno ale… Ale woda i jej przepływ muszą być pod pełną kontrolą, by turbiny i generatory nie wymknęły się spod woli człowieka. By nie powstały rysy i pęknięcia bloków, by wibracje nie spowodowały rozsypania elektrowni. I nie tylko to. Zniszczenie zapory powoduje zalanie i katastrofę ogromnych nieraz obszarów wraz z całą ich strukturą, a także mieszkańcami. Obraz uproszczony, ale – sądzę – wymowny. Zresztą mieliśmy do niego dramatyczną ilustrację, gdy Rosjanie tak właśnie zniszczyli zaporę na Dnieprze i ogromne obszary Naddnieprza.
Wibracje, rysy i pęknięcia… Katastrofa. Nie mogą być wszyscy jednego ducha i jednej myśli. Ale też nie mogą być niszczycielami fundamentów, na których nasz świat i jego społeczna struktura są posadowione. A wszystko zaczyna się od małych, niby to niewiele znaczących spraw. Ot, oglądałem telewizyjny program, uczestnicy dobrani tak, by różnic i kontrastów nie brakło. Nie będę zdradzał nazwy spektaklu – nieistotne. Wystarczy, że wśród gości znajdzie się ktoś, kto usiłuje zdominować i zakrzyczeć innych. Wystarczy jedna osoba. I po chwili wszyscy mówią równocześnie, z tego połowa krzyczy. Kilku milczy kręcąc głową w geście dezaprobaty. Treść słów nie dociera do nikogo ani w studio, ani w domach odbiorców. Zresztą odbiorcy już nie są odbiorcami, bombardowani krzykiem awanturników. Prowadzący kręci się bezradny, w efekcie i jego nikt nie słyszy. Dobrze by było, gdyby miał w kieszeni taki pstryczek z napisem „all off”. Nie ma, bo byłby to antydemokratyczny atrybut.
I co mogę? Nic? Nieprawda. Mogę zmienić kanał i oglądać Shreka. Mogę wyłączyć telewizor, mogę w przystępie irytacji spowodowanej draką w tym antycyrku pociągnąć za kabel od anteny. Zrobiło się cicho… Na ekranie „No signal” i słychać tylko, jak mój wierny pies nerwowo podszczekuje przez sen. Nerwowo, bo i jemu atmosfera się udzieliła. Po chwili się uciszył… W zestawieniu z rzeczywistością ów spektakl był tylko denerwującą ułudą. Wszelako…
Wszelako po niedługim czasie patrzę i słucham… Inne gremium, inna przestrzeń, inne dekoracje i deklaracje, inny prowadzący. Ale atmosfera podobna – gorąca. Chwilami, mimo nieco innego tonu mówiących, napastliwa, Prowadzący spektakl spiker chwilami się gubi, niezgrabnie usiłując to tuszować. Niektórzy mówcy zapętlili się własnymi słowy. Czegoś innego się spodziewałem w tym „programie”. A treściowo? Niektóre wystąpienia były na miejscu. W sumie jednak widziałem i słyszałem nie to, czego oczekiwałem. O szczegółach zamilczę, bo nie o detale tu chodzi. W tym show centralnym tematem była oczywiście polityka. To nie znaczy, że była to naprawdę polityka. Oglądaliśmy raczej wykrzywioną jej postać.
Komentatorem politycznym nie jestem. Raczej obserwatorem etycznym, który od lat usiłuje wspierać czytelników w widzeniu (nawet nie w ocenianiu) świata w skali dobro – zło. Jeśli w przestrzeni obrad Sejmu widzę i słyszę odbicie wspomnianych telewizyjnych przepychanek, to jest mi przykro. Po prostu przykro. Mam nadzieję, że mimo wszystko Majestat Najjaśniejszej Rzeczypospolitej dojdzie do takiego poziomu blasku, który mu przynależy. Miliony Polaków blask wybierało, nie odcienie szarości. Tyle, że ani jeden, ani nawet stu sprawiedliwych nie jest w stanie wiele zmienić. Ale czy kilkuset wybranych nie powinno spełnić oczekiwań kilku milionów wyborców? Tym bardziej, że tych drugich było rekordowo wielu.
Post scriptum. Dolary przeciw orzechom, że za cztery lata wybierających może być wyraźnie mniej. No bo jak na nic wpływu nie mam, to już lepiej na grzyby, nieprawdaż? Komu na tym zależy?