Nic jej nie jest

Wiele się dzieje, także w naszym kraju. Dzieją się też sprawy niby małe - a wielkie. Lokalne - a uniwersalne. Zostawiamy wielkie, by większe dostrzec.

To niestosowne mówić o końcu świata. Nie czasowym, a końcu geograficznym. Dziś, w dobie samo-chodów i -lotów. Kiedyś to faktycznie koniec świata bywał nieomal wszędzie. Moje pokolenie wojna wyrywała z jakiegoś tam końca świata, a nieco starsi ode mnie byli nieraz przewiewani nawet dalej. Przyczyn było wiele. Niegdyś bieda, ale taka z dziurawym garnkiem, do którego nie było co włożyć. To znów sama wojna - z wiecznym uciekaniem nie wiadomo dokąd. Często nie wiadomo przed kim. Bo oprócz plotek nie było rzetelnych wiadomości, jak "tam" jest. Tego doświadczyło pokolenie mojej Mamy, Taty także, z rodzicami i rodzeństwem. Jakimś cudem w czasie ich wędrówek uchowała się maszyna do szycia, "prawdziwa singerka", podarowana kiedyś przez Rockefellera (ponoć osobiście), dla którego dziadek naftę dobywał w Karpatach. Stoi owa singerka u mnie na szafie do dziś. A ciocia to nawet męża Austriaka przywiozła, ale przepadł gdzieś w wirach kończącej się wojny (tej zwanej pierwszą światową). Nie dziwić się moim Rodzicom, że bardzo ciekawi świata byli. Oboje, gdy wojna w 1920 r. ucichła, nauczycielami zostali. Na nauczycielskiej posadzie (tak się wtedy mówiło) poznali się w karpackim miasteczku. Okolica przepiękna, ale koniec świata kompletny. No, może nie tak całkiem. Linia kolejowa była - z Galicji do Austrii. Z pięknym wiaduktem. Włoskim...

Odwiedziłem dawnych parafian. Mieszkali i mieszkają na takim parafialno-gminnym końcu świata. Ważne, nieważne. Jakiś czas byli za granicą, wrócili jednak, dom postawili, dzieci podrastają. Jedno z nich jest niepełnosprawne, ale "Luśce nic nie jest", mówiła zawsze mama. A Luśki nie dało się nie lubić. Na lekcje religii przyjeżdżałem, podobnie jak nauczyciele innych przedmiotów. Ciekawe były te domowe lekcje. A Luśka ciekawa świata. I tego realnego, i tego umysłowego. Ja wylądowałem na emeryturze, pandemia dodatkowo rozdzieliła nasze kontakty. Wpadli do mnie przed świętami, jak co roku. "Muszę was wreszcie odwiedzić" - obiecałem, odwiedziłem. Ale jeszcze przedtem zapytałem, co "mała" robi. Odpowiedź mamy mnie zaskoczyła: "Przygotowuje się do matury". Zdalnej? "Zdalnej". Ooo! Świetnie! Nie pytałem, dlaczego, po co i jakie dalsze plany. Czy to ważne? W tej chwili to dla "małej" kolejne zadanie do wykonania i przeskoczenia. Jak wszystkie inne zabiegi, operacje, rehabilitacje...

Żyć trzeba - i to jest nie mus, to szansa. Na co? Na wypełnienie swojego wnętrza, swojego czasu, swoich już nabytych umiejętności. Wypełnienie własnym wysiłkiem, obecnością i pomocą bliskich, satysfakcją z ocen, trudności pokonanych mimo wszystkich słabości, przeskoczonych zadań nie do przeskoczenia. Czy to wszystko mało? A są jeszcze inne wątki, których my, zdrowi i sił pełni, nawet nie domyślamy się. A to zrozumieć by trzeba. Rację miała mama Luśki, gdy kiedyś, asekurując wózek małej, powiedziała: "Proszę księdza, jej nic nie jest". Próbowałem wtedy, przed Pierwszą Komunią, uprościć szczegóły liturgicznej ceremonii - brała w niej udział ze wszystkimi rówieśnikami. "Jej nic nie jest" - dźwięczy mi w uszach do dziś.

Żebyśmy to i my, zdrowi, pełnosprawne nasze dzieci, w pełni sił emeryci, schorowani różnymi przypadłościami, dotknięci ułomnościami... Żebyśmy to my powiedzieli sobie albo żeby nam to ktoś powiedział: "Nic ci nie jest". Zrób, co do zrobienia i przed siebie. Zobaczysz świat na nowo, w swoje siły uwierzysz, odkryjesz, jak wielu ludzi już cię podziwia i chcieliby przynajmniej jak ty. Bo nie ma końca świata. Zawsze jest jakieś dalej, głębiej, mocniej. Jestem chrześcijaninem, ale gdybym nim nie był, to wszystko, com napisał, także by pozostało prawdą. A skoro chrześcijaninem jestem (Ty pewnie też), to wszystko zyskało fundament, podstawę, perspektywę dalszą i pewniejszą. "Nic ci nie jest!" - powiedz, a nawet nakrzycz na siebie. Każda sytuacja - i ta, w której los (może raczej Bóg...) nas postawił - jest nie ślepym zaułkiem, lecz kolejnym zadaniem w życiu. A stara singerka na szafie jest jak pomnik tego, co mija, i tego, co trwa.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: