Coraz więcej ziemskich dróg zdaje się prowadzić donikąd. Krzyż i Ukrzyżowany, nie narzucając się, czekają, aż się opamiętasz. Ty i świat. Ja i świat. Krzyż przestanie być rekwizytem, a stanie się czymś tak wielkim i ważnym, że zamilkniemy wobec niego. A Ukrzyżowany i Żyjący nas poprowadzi.
Bazylika Grobu Pańskiego... Idąc w Jerozolimie drogą krzyżową, już w jej dalszym przebiegu doznajemy wrażenia zacieśniania się przestrzeni wokół nas. Powodują to zaułki, miejscami zakamarki narosłej tu od wieków zabudowy. W pewnym momencie - gdy jest się tu po raz pierwszy - zaskoczenie. Otwiera się niewielka, ale tak inna od tej "zakamarkowej" droga. Już nie droga. Już jesteśmy u jej kresu. Światło, oliwne lampki, dużo złota i wszelakiej dekoracji. I wyznania wiary, i chwały Pana. Następni nadchodzą, trzeba przesuwać się dalej. Niejeden z pielgrzymów zostanie z pytaniem i pragnieniem: a gdzie jest krzyż? Na przestrzeni kolejnych wieków budowla wielokrotnie padała ofiarą trzęsień ziemi, pożarów i zniszczeń wojennych. Także niechętnych wobec siebie gospodarzy tego miejsca - Greków, łacinników, Ormian, nie mówiąc już o mahometanach w czasach późniejszych. W efekcie często była poddawana licznym przeróbkom, przebudowom i restauracji. Nieomal ginie w przedziwnym pomieszaniu światła i mroku, ciszy i dobiegających z nieokreślonej przestrzeni śpiewów niezrozumiałych dla nas, niosących uwielbienie i krzyża, i Ukrzyżowanego. Ten moment, no może kilka minut przeżywa się raz w życiu. Bo jeśli tu wrócić jutro czy za rok, będzie łatwiej się odnaleźć... A potem, siedząc pod kopułą świątyni Grobu Pańskiego, zanurzyć się w Świętej Obecności życia i śmierci, tłumu ludzi i jedyności Boga, smutku i radości otulającej ducha ludzkiego. I nie pytać, gdzie jest krzyż, tylko włożyć rękę do otworu pod ołtarzem i dotknąć skały, na której kiedyś krzyż postawiono. Pytanie o krzyż jest pytaniem oczywistym, a odpowiedź jest niedefiniowalna. Jedni po tym przeżyciu chcieliby tu wracać wciąż i wciąż. Inni inaczej - otuleni Świętą Obecnością pójdą z nią, jak za sztandarem, w życie swoje i świata. Jezus każdemu znajdzie jego własną drogę.
Nie możemy tam wracać każdego roku. Jak z ponadczasowego projektora rzutujemy w naszych świątyniach na ekranie wiary obraz... Nie, nie obraz, a rzeczywistość krzyża. Trudna jest ta sztuka stawiania przed sobą i przed światem Jezusowego krzyża. O wiele prościej byłoby tak urządzić świat, by faktycznie lepsze zastępowało to, co tylko dobre. No ale to już kraina czarów spełniających się tylko w bajkach. A my uparcie pytamy, gdzie jest krzyż. Ten prawdziwy, co jednak nie znaczy, że drewniany. Autentyczność krzyża mierzy się nie tworzywem, a mocą wiary i przemożną siłą dobra. I nie dekoracją, choć ta pokusa towarzyszyła chrześcijanom od zawsze.
Gdzie jest krzyż... Wszędzie tam, gdzie przecinają się drogi ludzkie z drogami Boskimi. To niemożliwe - powie ktoś. Ludzkie drogi na ziemi kreślimy, brukujemy, asfaltujemy. A Boskie - jak w modlitwie: "który jesteś w niebie". I tu popełniamy błąd. Ludzkie i Boskie drogi nie tylko się spotykają, ale wręcz przecinają, otwierając przed wędrującymi przez świat nieskończoną liczbę możliwości, kierunków, celów pośrednich. Bywa, że zaplątani w tym wszystkim tracimy orientację i utykamy w jakimś ślepym zaułku. Ślepym, bo bez wyjścia? Dla wiernych krzyżowi nie ma zaułków bez wyjścia. Trzeba stanąć, przyklęknąć, rękę do otworu pod ołtarzem wsunąć... Dotknąć miejsca, którego dotknął, na którym stanął na kilka godzin krzyż Jezusa. Te godziny muszą - i mogą - wystarczyć na wieki. A pytanie: "gdzie jest krzyż?" starczy za wieczność całą.
Nasze czasy zdają się ostateczne. Coraz więcej ziemskich dróg zdaje się prowadzić donikąd. Miejskie ulice i wiejskie dróżki, kontynentalne autostrady, szybkie koleje, transoceaniczne samoloty - wszystko to stało się bezładną plątaniną. Owszem, dolecieć do Hurghady albo do Dawson, ale znaleźć swoją własną, osobistą, jedynie prawdziwą, sensowną drogę przez świat? Nie ma takiego biura podróży, nie ma takiego ubezpieczyciela, nie ma pilota, po prostu nie ma. Tyle że takiego zestawu potrzebujemy na dwa tygodnie urlopu, a tu mi proponują coś na całą wieczność. Wielu ludzi powiada, i są święcie przekonani, że takie biuro podróży nie istnieje. Biuro nie, ale krzyż i Ukrzyżowany skromnie, nie narzucając się, czekają, aż się opamiętasz. Ty i świat. Ja i świat. Krzyż przestanie być rekwizytem firmy funeralnej - jak to się ładnie dziś nazywa - a stanie się czymś tak niepojęcie wielkim i ważnym, że zamilkniemy wobec niego. A Ukrzyżowany i Żyjący wytrwale nas poprowadzi.