Oby granice łączyły, choć dzielą. Jak za mym oknem wielowiekowa strażnica, Biskupią Kopą zwana. Z kamieni granicznych resztki zostały, ale jedność łącząca mieszkańców trwa. Wojny przynosiły tu obce armie. Nie miejscowi.
Kiedy? W roku 1229. Papież Grzegorz IX ustanowił tu punkt rozdzielający biskupstwa wrocławskie i ołomunieckie. Gdzie? Na południowych rubieżach Śląska. Dokładniej? Biskupia Kopa – najwyższy szczyt polskiego skrawka Jesioników zwanych Górami Opawskimi. Owa góra po wojnach śląskich rozdzielała tereny Hohenzollernów i Habsburgów, później Niemiec i Czechosłowacji. Teraz przez szczyt przebiega granica polsko-czeska i po staremu granica biskupstw, obecnie opolskiego i ostrawsko-opawskiego. Wokół tej od wieków granicznej góry zmieniało się nieomal wszystko. Ona trwa, z resztkami granicznych kamieni i młodą, bo ponad stuletnią wieżą cesarza Franciszka Józefa, po austriacku Keiser Franz-Josef Warte. Zachęcam do odwiedzenia, bo to jeden z elementów Korony Gór Polskich. Dla dwóch miast jest tłem nieodzownym. Dla nas od Zlatych Hor ważniejsze Głuchołazy. Sulimirski, autor monumentalnego „Słownika Królestwa Polskiego i innych ziem polskich”, w roku 1895 pisał, używając dawnej, austriackiej nazwy: „Cigenhals, miasto nad rz. Bielą Frywaldowską, pow. Nissański, o 1 milę od Cukmantelu, na praw. brzegu rzeki, wzniesiony 944 stóp npm., w malowniczej okolicy, śród gór szląsko-morawskich… Zawiązkiem miasta była osada górnicza. Przechowały się liczne ślady robót” (tom XIV, 589, drukiem w roku 1895).
Temat podsunęła tocząca się na naszych oczach, po części z naszym, nie całkiem świadomym udziałem, historia. Przypuszczać można, że to dopiero początek jakiejś wielkiej akcji. Mieszkam w samym centrum teatru wieków, w części starego budynku niegdysiejszego sądu ziemskiego. Oczywiście pruskiego. Rubieże ziem, które tak łatwo ogarniamy nazwą „Polska”, historię mają przebogatą. Nie dziwić się zatem przedziwnemu węzłowi tego „mojego” zakątka Rzeczypospolitej. I nie dziwić się wszystkim innym obszarom Polski, gdzie plątanina historii, przynależności do zaborów, bogactwa językowego (gwarowego), zwyczajów, lokalnych tradycji, także wyznania religijnego jest tak bogata. I piękna.
A piękno bywa trudne. Piękno krajobrazu – ileż wysiłku trzeba, by wdrapać się na widokowy szczyt. Po drodze stado kozic… Oniemiałem, gdy otoczyła mnie w Tatrach gromada tych sympatycznych i ciekawskich stworzeń. Albo wschód słońca oglądany z Wielkiej Raczy. Albo szalejące fale na końcu świata czyli na Helu… Dopisz własne lokalizacje. Zostawmy krajobraz i popatrzmy na piękno człowieka – i tego w pieluchach, i tego (tej) wystrojonych na pierwszego „prawdziwego” sylwestra. A dzieło człowieka, jakim jest architektura! Nie trzeba jechać do Heliopolis (a warto). Wystarczy zanurzyć się w świetlną harmonię wrocławskiego kościoła Na Piasku. W wawelską rotundę św. Feliksa i Adaukta. Albo w młodszy o tysiąclecie kościółek w Małem Cichem. Każdy zaś rodzaj piękna niesie w sobie jakąś trudność.
Ważne piękno. Ale ważniejsza, może na innej płaszczyźnie, użyteczność. Użyteczność architektury. Użyteczność zabytkowych ale i supernowoczesnych hal fabrycznych. Użyteczność pojazdów – od hulajnogi po transatlantyki. Użyteczność ponadpokoleniowej super zabawki czyli smartfonu. Lista bogata, długa i nieraz zaskakująca.
To wszystko i tysiąc innych szczegółów świata i ludzkiego wysiłku to… To ojczyzna. Dla nas – Polska. W każdym kraju jego mieszkańcy powiedzą to samo, choć innym językiem. Tyle, że ten wielki „tort” europejski bądź światowy pokroiła geografia, historia, bogactwa ziemi i pól, rzek i lasów… Otóż ten wielki tort pokrojony został bardzo przedziwnie i, zda się, nierówno. Co od wieków rodzi spory, kłótnie, wojny, pogardę, krzywdę, zło. Już nie na długość dzidy lub miecza, ale na moc zbrojeń, liczebności armii, środków obrony, co to mylona bywa z atakiem. Finanse, wywiad, bezprawne prawo. I mamy to, co mamy. Jeden czy drugi zabity żołnierz – to już nie robi wrażenia. Źle. Przecież w jakiejś stłuczce drogowej może zginąć kilka osób. Zatem – jeszcze gorzej. Możemy stępić ludzką wrażliwość w nas, a najgorsze, że z zakamarków wyłażą wtedy rozmaite potwory naszej podświadomości.
Nie komentujemy poczynań polityków – nie te łamy, nie ten duch. Bądźmy ostrożni, by czyhające na mównicach, wiecach, sejmach, parlamentach i kto to wie, gdzie jeszcze owe potwory się czają… Otóż, abyśmy nie stali się nośnikami ich zamysłów niszczenia wszystkiego, co wokół. Oby granice były granicami różniącymi, ale zarazem łączącymi wszystkie obszary świata. Jak za mym oknem, będąca wielowiekową strażnicą Biskupia Kopa. Bo choć z kamieni granicznych resztki zostały, to jedność łącząca mieszkańców Polski, Śląska, Moraw i Czech trwa. Wojny przynosiły tu obce armie. Nie miejscowi.
PS. Moje codzienne spacery z psem nazywam patrolami, dodając: no przecież ktoś musi tej granicy pilnować. Oby tak było i tu, i na każdym odcinku rubieży Rzeczypospolitej. I wewnątrz jej granic, bo dom wewnętrznie skłócony zwykle gruzowiskiem się staje.