Biskupi oraz proboszczowie, organizując sieć duszpasterską, powinni wspierać stabilność struktur diecezjalnych. Za naszych dni bywa to o wiele trudniejsze niż kiedyś.
Kwatera? Gdzie są kwatery? Na cmentarzu. Tak, księża też umierają, ale żeby od razu mówić o kwaterze? Uroczysty, pomnikowy nagrobek i to niekoniecznie na cmentarzu, a opodal kościoła – to częsty widok. I przekonujący. Nie tak dawno odszedł z tego świata mój kolega – proboszcz niewielkiej, wiejskiej parafii. Pojechałem na pogrzeb. Nie byłem tam nigdy przedtem. Miejscowość zadbana, czysta, kościół otoczony cmentarzem. A że jesteśmy na Śląsku, nikogo nie dziwią dawne, przedwojenne nagrobki w języku niemieckim. Nawet te starsze, sprzed pierwszej światowej wojny zadbane, omiecione, ozdobione. Nie bardzo mogłem się tych proboszczowskich grobów doliczyć, bo tłum parafian i gości oplatał tę kwaterę i cmentarz. Właśnie tak mi się to skojarzyło: to już jest kwatera. Miejsce jest jeszcze dla kilku następnych proboszczów, co przy dłuższych okresach ich duszpasterzowania na jakieś stulecie może starczyć. Najstarsza data – co prawda urodzenia, ale jednak – to rok 1801. To się nazywa ciągłość i rola lokalnej tradycji wioskowej i parafialnej! Nazwa miejscowości tej i wielu innych zmieniała się w zależności od układów politycznych i narodowościowych, ale schludny widok zabudowań, dróg, kościoła przekonują o trwałości miejscowych tradycji.
Zanim stanęliśmy na cmentarzu, liturgia w kościele. O czym tu pisać? Jest rytuał pogrzebowy, wszystko tam przewidziane i czarno (z czerwonym) na białym wydrukowane. A jednak przełożenie drukowanego rytuału na żywy obrzęd może być, i zwykle bywa różne. Wcale nie chodzi o duchownych – biskupa oraz księży – chodzi o świeckich. Mężczyźni, kobiety nie strojne a poważne, tradycyjnie poważne. Dzieci w grupach, co wyrażało się zróżnicowanym ubiorem: najmłodsze, komunijne, pewnie też rocznicowe, kandydaci chyba do bierzmowania, bierzmowani, młodzież… – może niedokładnie rozszyfrowuję tę galerię, ale stanowiła ona wyraziste ramy dla liturgicznej akcji. Dorośli nie w postaci bezładnego tłumku, a najwyraźniej grup niekoniecznie zrozumiałych dla gości, a przecież tworzących ład i porządek. Strażacy, przedstawiciele lokalnych władz i tak dalej. Funkcje ściśle liturgiczne uporządkowane, wszystko otoczone dobrze przygotowanym śpiewem miejscowego chóru, który jakby wyrastał z rozśpiewania całego ludu. Ani śladu bałaganu czy zamieszania. Wszystko samo działa…
Czy w przypadku pogrzebowej uroczystości gdzieś w okolicy można by było „wynająć” żałobników z takiej parafii? Można zamówić jakiegoś solistę, scholę czy chór – ale „wpasować” choćby najlepiej przygotowanych w lokalną aurę – niemożliwe. A całości nadać naprawdę rodzinny charakter – to w ogóle nie do pomyślenia. To, co ma być świadectwem wspólnotowości przy pogrzebie, czy też jakichś innych okazjach, musi wyrastać z głębi serc parafian i tradycji społeczności. Sztuczność zaś wylezie jak przysłowiowe szydło z worka. A to, co wyrasta z serca parafian dzisiaj, musi dojrzewać przez kilka pokoleń tak parafian, jak i duszpasterzy.
Tu nasuwa się jedna, przynajmniej jedna, ogólna uwaga. Tak proboszczowie jak i biskupi organizujący sieć duszpasterską powinni wspierać stabilność struktur diecezjalnych. Prawdą jest, iż za naszych dni bywa to o wiele trudniejsze niż kiedyś. Z wielu powodów zresztą. Tym więcej starania, tym więcej potrzeba troski o personalne stabilizowanie sieci duszpasterskiej w diecezjach. I tym więcej żywych związków proboszczów z parafianami, a także z duszpasterzami sąsiednich miejscowości.