Na pielgrzymkowej Eucharystii celebrowanej na Górze św. Anny spotkali się pątnicy z trzech strumieni.
Wtorkowy dzień na szlaku Pieszej Pielgrzymki Opolskiej na Jasną Górę, szczególnie w strumieniach nyskim i opolskim uznawany jest za „lajtowy”. Wpływa na to stosunkowo niewiele kilometrów do pokonania i wczesne dotarcie na Górę św. Anny, gdzie jest dużo czasu wolnego przed wspólną Eucharystią w grocie lurdzkiej. Na tej Mszy św. spotykają się pątnicy ze strumienia nyskiego, którzy rano wyszli z Gogolina, ze strumienia głubczyckiego, którzy nocowali w Reńskiej Wsi i Większycach, oraz strumienia opolskiego, idący z Kamionka i Kamienia Śląskiego. Również na Górze św. Anny do strumienia opolskiego dołącza dwójka żółta wędrująca z Kędzierzyna-Koźla.
Z kolei strumień raciborski we wtorek wyszedł z Rud i wędruje do Ujazdu, a rozpoczynający swoje pielgrzymowanie strumień kluczborski pierwszego dnia drogi dociera do Grodźca.
- Trasę przejścia pielgrzymów zabezpiecza 15-osobowa grupa porządkowych. Co dnia to zadanie będzie coraz trudniejsze, bo coraz więcej grup będzie szło wspólnie, a od porannej Mszy św. w czwartek już cała pielgrzymka stanie się jednym dużym strumieniem - mówi ks. Tomasz Jałowy, szef służby porządkowej i odpowiedzialny za trasę pielgrzymki. Pytany, czy przewidziane są zmiany w trasie w stosunku do minionych lat, mówi o jednej. - W piątek ostatni odcinek przed Wręczycą Wielką, który dotąd pokonywaliśmy bardzo ruchliwą drogą wojewódzką, tym razem zwiększając bezpieczeństwo ludzi przejdziemy nieco dłuższą trasą, ale spokojniejszą - informuje ks. Jałowy.
- Pielgrzymka przebiega spokojnie i bez komplikacji. Nic złego w drodze pielgrzymom się nie stało i wierzę, że szczęśliwie dojdziemy wszyscy na Jasną Górę. Jest gorąco, co na pewno jest dla ludzi trudnością i być może źródłem cierpienia, ale mają świadomość, że są na pielgrzymce i trudy mogą ofiarować Bogu - zauważa duszpasterz.
W trakcie rozmowy o trasie, do śpiewu podczas liturgii już przygotowuje się pielgrzymkowa schola, a wzdłuż muru swoje stanowiska rozstawia służba medyczna. - Trochę opatrunków na nogach już pielgrzymom nałożyliśmy, ale tak naprawdę to, co trudne dopiero przed nami. Etap środowy jest trudny, dlatego apelujemy do pielgrzymów, by nosili nakrycia głowy i pili wodę - mówi Regina, pielęgniarka, która od kilkunastu lat bierze urlop w pracy, by służyć na pielgrzymce. - To moja forma modlitwy i mój sposób na pielgrzymowanie. Od samego rana, już przed startem pomagamy pątnikom, aż do wieczora. Wiele osób przychodzi do nas w okolicach wieczornego nabożeństwa. Ale tak naprawdę przez cały dzień jesteśmy do dyspozycji pielgrzymów, czasem trzeba przytulić dziecko, czasem podać wodę czy leki, czasem kogoś podwieźć, a czasem założyć opatrunek - opowiada Regina i przerywa naszą rozmowę, bo pojawia się konieczność opatrzenia stopy.
Przed 14.00 grota wypełnia się pielgrzymami. Karimaty i koce rozkładają tam, gdzie cień rzucają wysokie drzewa. Stojące na środku, w pełnym słońcu ławki w większości pozostają puste.
Rozglądając się dookoła, nie sposób nie zauważyć, jak wiele jest rodzin z dziećmi i to właśnie obecność dzieci kilkukrotnie docenia bp Rudolf Pierskała, który przewodniczył Mszy św. U końca Eucharystii poprosił wszystkie dzieci, aby mocno przytuliły się do swoich rodziców, a wszystkich rodziców zachęcił, aby pobłogosławili swoje pociechy, robiąc im znak krzyża na czole. Poprosił ich też, aby jak najczęściej w ten sposób błogosławili swoim dzieciom.
W czasie homilii na schodach groty, w skrawku cienia siedzi starszy pan. Biały włos ma lekko rozwiany, a ogorzałą na słońcu twarz naznaczoną zmarszczkami. Chwilę mi się przygląda, po czym nachyla się do mnie i mówi, że to jego 31. pielgrzymka. - Jakbym nie poszedł, na Jasną Górę to bym się zapłakał - dodaje. Jan ma 73 lata, ponoć jest najstarszym pątnikiem w szóstce żółtej, a w ubiegłym roku lekarze wstawili mu sztuczną zastawkę. Niejedna osoba odradzała mu wyruszenie w drogę. - Nawet proboszcz ks. Leszek Machulak mówił mi, że w tym roku to już pewnie nie pójdę. Ale jak ja miałbym nie iść? - pyta retorycznie. Wspomina paczkowski znaczek, który sam wykonał na sklejce. Jest na nim kościół i Matka Boża z Dzieciątkiem. - Nieraz było tak, że w drodze nie było chętnych, żeby go nieść, a na ostatnim odcinku przed Jasną Górę, to nagle mi go wyrywali, że go poniosą - opowiada.
Tak naprawdę każdy pątnik niesie swoją wyjątkową historię, swoją osobistą motywację, która w sierpniu pcha go na pielgrzymi szlak. Móc je odkrywać i o nich słuchać niewątpliwie jest dziennikarskim przywilejem.