Mimo własnych strat mieszkańcy paczkowskich wiosek współczują sąsiadom z Kotliny Kłodzkiej.
Po wjeździe do Dziewiętlic (gmina Paczków, granica polsko-czeska) uderza mnie cisza. A może napisałbym nawet spokój, gdyby nie świadomość, że za tą ciszą kryje się zmęczenie, opad powodziowej i popowodziowej adrenaliny, może czarne myśli. Tylko jakieś liczne stado niewielkich ptaszków - są za małe, żebym zauważył jakie by to mogły być - robi hałas w środku wsi. Dzielący wieś na połowy potok Świdna szemrze. Nad jego brzegami ciągną się aleje starych drzew. Nad rzeką i przy niektórych domach widać jeszcze ślady wielkiej walki jaką toczyli miejscowi strażacy OSP, mieszkańcy, PSP i WOT z wodą.
- Dziękujemy Bogu, że żyjemy, że mamy gdzie mieszkać, mamy co jeść. Ludzie w Kotlinie Kłodzkiej stracili wszystko i jest mi ich strasznie szkoda, bo sama przeżyłam to czternaście lat temu i wiem co to jest. Strasznie, strasznie im współczuję - pani Barbara Sadowska, mieszkająca na końcu wsi, tuż przy granicy z Republiką Czeską nie kryje łez. - Ale jesteśmy razem, jesteśmy w zdrowiu, mamy gdzie mieszkać. A co będzie dalej? Nie wiadomo - dodaje. Z tym współczuciem dla mieszkańców bliskiej stąd Kotliny Kłodzkiej spotkam się co rusz.
Ksiądz Reneusz Krawczyk, proboszcz z Gościc odpowiedzialny za koordynowanie pomocy idącej dla powodzian w tej części diecezji opolskiej mówi, że w część darów, które trafiły do nich zawożą do Kotliny Kłodzkiej. - Mamy już niektórych darów wystarczająco. Chcemy się nimi podzielić - mówi.
Barbara Sadowska, mieszkanka Dziewiętlic. Andrzej Kerner /Foto GośćW roku 2010 wody Świdnej w Dziewiętlicach były wyżej, ale teraz również zalały domy ciągnące się wzdłuż niej i wyrządziły szkody w infrastrukturze: zerwany jest fragment drogi i wodociąg, brzegi rzeki z siatkami wzmacniającymi pozrywane. Przed domem państwa Sadowskich Świdna przełamała wysoki mur oporowy. Trudna sytuacja była na drugim końcu Dziewiętlic. Tam jednorodzinny, nowy, piękny parterowy dom był o krok od podmycia przez wezbraną rzekę. Siłami miejscowej OSP i tutejszych przedsiębiorców dysponujących ciężkim sprzętem i RSP zasypano tworzące się wyrwy bigbagami wypełnionymi gruzem i kamieniami, wielkimi głazami. Dzięki temu odsłonięty przez rzekę jest tylko narożnik budynku.
- Temu sąsiadowi powódź zabrała podwórko. Miał do rzeki ok. 20 metrów, a teraz ma ją tuż przy domu - mówi sołtys Dziewiętlic Paweł Trytko. Jest też m.in. radnym gminy Paczków, prezesem OSP Dziewiętlice i wiceprezesem Zarządu Oddziału Gminnego Związku OSP w RP. Był żołnierzem zawodowym, uczestniczył w misjach zagranicznych. Każdy z moich rozmówców w Dziewiętlicach (kilku wolało zachować anonimowość) na koniec rozmowy mówi, że w czasie powodzi spisał się znakomicie i prosi, żeby mu podziękować.
- Doświadczenie żołnierza nauczyło mnie dystansu do sytuacji kryzysowych. Trzeba zachować zimną głowę, podejmować w miarę roztropne decyzje i - przede wszystkim - nie panikować. W ostatnich 3 latach powódź mieliśmy tu co roku. Mamy doświadczenie w tej sprawie - mówi P. Trytko.
Sołtys podkreśla - jak wszyscy ludzie odpowiedzialni za koordynację pomocy i działań na terenach powodziowych - wielką pomoc, która do nich przyszła. Zmagazynowane są jeszcze dary doraźne (chemia gospodarcza, żywność długoterminowa etc.), które będą wspierały mieszkańców w nadchodzących tygodniach i być może miesiącach. Walka z powodzią przeniosła się teraz do wnętrz domów, gdzie zrywane są panele, podłogi, pracują pompy i osuszacze. - W segregacji, paczkowaniu, dzieleniu pomocy i jej rozwożeniu do tych, którzy nie mogli dotrzeć do magazyny zorganizowały się panie z rady Sołeckiej i Grupy Odnowy Wsi - mówi P. Trytko.
- Strażacy z OSP Dziewiętlice od piątku do wtorku jak nadeszła powódź praktycznie nie spali. Bardzo im dziękuję. Niestety, podmyło nam fundamenty remizy. Będziemy musieli ją wyremontować albo wybudować nową w bezpiecznym miejscu. Zorganizowaliśmy zrzutkę na ten cel - dodaje na koniec Paweł Trytko.
Wspomóc strażaków z OSP Dziewiętlice można TUTAJ.
Paweł Trytko, sołtys Dziewiętlic. Andrzej Kerner /Foto Gość