Wielka mobilizacja mieszkańców, miejscowych przedsiębiorców i darczyńców z całej Polski. Dzisiaj wieś na zewnątrz wygląda już prawie tak, jakby nic się tu nie wydarzyło.
Jakbym Panu miała opowiedzieć wszystko, co się tu działo przez ostatnie trzy tygodnie, to by całego „Gościa Niedzielnego” zajęło – mówi mi na dzień dobry Katarzyna Motyka, sołtyska Trzeboszowic (od 15 lat) i radna gminy Paczków.
– Naprawdę drżeliśmy w czasie powodzi, bo wiedzieliśmy, że pękła tama w Stroniu Śląskim i na zbiorniku Topola (powyżej Paczkowa – przyp. A.K.). Dlatego był strach czy nas jeszcze dodatkowo jezioro Otmuchowskie nie zaleje – dodaje Katarzyna Kamińska, kierowniczka Wiejskiego Domu Kultury w Trzeboszowicach. Trzeboszowice są położone w lekkim zagłębieniu terenu blisko zbiornika Otmuchów.
Podczas powodzi w 2010 r. przepływająca przez Trzeboszowice Raczyna, dopływ Nysy Kłodzkiej, zmieściła się tu w swoim głębokim korycie. Tym razem nie. Swoje dołożyła Młynówka, dopływ Raczyny i wody spływające z pól. – Mieliśmy zalane 99 procent sołectwa. 154 domostwa ucierpiały i mają prawo ubiegać się o odszkodowanie – mówi sołtyska Trzeboszowic.
1 października we wsi niemal nie widać już śladów powodzi. Gdzieniegdzie jeszcze leży worek z piaskiem, na niektórych podwórkach jakieś pojedyncze, zniszczone sprzęty. Rzeka wysprzątana z drzew, które przewróciła.
– Części wspólne sołectwa już uporządkowaliśmy. Infrastrukturę drogową udało nam się obronić przed stratami. W życiu tylu mieszkańców na sołectwie nie widziałam! Wszyscy, którzy mogli, pracowali i bronili wsi. Dzięki temu udało nam się uniknąć wielu strat. Tylko jedna droga była zniszczona. Ale z gminy otrzymaliśmy nieodpłatnie kruszywo i pan Bajowski, właściciel łowiska do którego droga prowadzi, razem z mieszkańcami ulicy już tę drogę własnymi rękami odbudowali, jest przejezdna – mówi K. Motyka. – Natomiast jeśli chodzi o brzegi koryta rzeki, to nie jesteśmy w stanie tego sami zrobić. To muszą w końcu zrobić Wody Polskie. I to wszędzie powtarzam – mówi.
Szkody popowodziowe zostały wewnątrz domów i zabudowań gospodarczych. – Ciągle nie udaje mi się wody z piwnicy pozbyć – rzuca na marginesie K. Motyka.
Zanim nadeszła fala pierwszych darów z całej Polski, wielką pomoc i mobilizację okazali sami mieszkańcy, miejscowi przedsiębiorcy, sąsiednie sołectwa. – Restauracja Fawilla żywiła bezinteresownie wszystkich uczestników akcji, wojsko, straż. Dużej pomocy udzielała firma SpecTech czy sąsiednie sołectwo Wilamowa i tamtejsza OSP – wylicza Katarzyna Motyka i podkreśla, że komunikacja z burmistrzem i gminnym centrum kryzysowym była znakomita. – Na bieżąco wiedziałam, co się dzieje i co się może stać. Współpraca była niesamowita. A decyzje trzeba było podejmować czasem w kilka sekund – mówi. Widzę na jej twarzy zmęczenie, ale energii po trzech tygodniach intensywnej pracy wciąż nie brakuje.
Katarzyna Kamińska wypisuje na kartce tych, którzy przyszli Trzeboszowicom z pierwszą z pomocą. Obie panie są zgodne, że wszystkiego nie da się wyliczyć. - Nie było nawet czasu zapisywać kto przywiózł dary – mówi szefowa domu kultury. - Przyjeżdżali z darami, robili sobie z nami zdjęcia na pamiątkę, a ja nawet nie wiedziałam, z kim te zdjęcia robię – mówi pani sołtys. (Prowizoryczną listę darczyńców można zobaczyć na zdjęciu w galerii).
Otrzymywana i niesiona mieszkańcom pomoc miała jednak kilka momentów wyjątkowo poruszających. – Z ludźmi z Kijowa (parafia Jarnołtów, dekanat Otmuchów) poznaliśmy się na dożynkach wojewódzkich. Kiedy przyjechali z darami powiedzieli nam, że zapamiętali naszą koronę żniwną z Matką Boską i dlatego zdecydowali, że pomogą nam – mówi K. Motyka. Korona stoi w kącie głównej sali Wiejskiego Domu Kultury, która została zamieniona na magazyn darów. – Teraz zostało ich już malutko, ale wcześniej nie mogliśmy ich pomieścić i Wilamowa pomagała nam je magazynować – dodaje.
– Jak przyjechał do nas Kajtuś, który w swojej szkole podstawowej w Dzierżoniowie zorganizował pomoc, to się popłakałam – przyznaje pani sołtys. – Dwaj samotnie żyjący u nas bracia rozpłakali się, jak im przywiozłam dary. Sami nie przyszli, bo się wstydzili. Nikt nam w życiu nic nie podarował, mówili – dodaje.
– Pomogli nam bardzo także księża. Poprzedni proboszcz ks. Aleksander Kawa kupił i przywiózł nam dwa osuszacze, był z nami duchowo. Nasz proboszcz ks. Tomasz Kafka pracował normalnie jak każdy mieszkaniec przy workach z piaskiem. Żyje z nami jak normalny człowiek, że tak powiem, utożsamia się z nami – mówi sołtys Katarzyna Motyka.