Nieomylna ręka nadziei

28 czerwca br. mija 25 lat od śmierci ks. Józefa Tischnera. Tekst o nim, o górach, drodze i grobach oraz o dwóch psach. Przypominamy tekst z wydania świątecznego "Gościa Opolskiego" nr 51/2024.

Lata temu wybrałem się po raz pierwszy w samotną wędrówkę po górach. Poszedłem wtedy w Gorce i nie pamiętam, dlaczego właśnie tam. Może z powodu Krościenka, centrum oazy, która odgrywała wtedy w moim życiu ważną rolę? Nieważne. Miałem na nogach okazyjnie kupione używane adidasy koloru karminowego z białymi podeszwami, byłem szczęśliwy, młody, podekscytowany, pogoda dopisywała, kipiało we mnie życie i wielkie na nie plany. Nadzieja mnie rozsadzała. Przy zejściu z Turbacza – zapadał już wieczór – znalazłem pusty szałas: otwartą bacówkę z paleniskiem i drewnianym podestem, gdzie rozłożyłem śpiwór. Rozpaliłem ogień, podgrzałem mielonkę tyrolską z puszki, zjadłem ją z pajdą chleba i położyłem się spać. Ogień jeszcze lekko się żarzył. W nocy usłyszałem kroki. Ktoś przekroczył próg bacówki… Zapytał: „A ktuz to? Cus tu robicie?”. „Ja tu śpię” – odpowiedziałem przestraszony. „A to dobranoc” – usłyszałem i pytający odszedł, a lęk razem z nim. Zasnąłem. Rano zszedłem do wsi, która – jak się okazało – była już bardzo blisko, jakiś kwadrans marszu. Jej nazwa niewiele wtedy mi mówiła. To była Łopuszna.

Rok Nadziei, Rok Tischnera

W Wigilię Bożego Narodzenia rozpoczynamy w Kościele Rok Jubileuszowy 2025, którego motto brzmi: „Pielgrzymi nadziei”. Natomiast w Polsce rok 2025 został ogłoszony przez Senat Rokiem ks. prof. Józefa Tischnera – w 25. rocznicę jego śmierci. Nie mogło być lepszego zbiegu okoliczności. Ks. Tischner nie tylko debiutował książką pt. „Świat ludzkiej nadziei” (1975), ale i ludzka nadzieja była jednym z głównych wątków jego bogatej twórczości filozoficznej, publicystycznej, kaznodziejskiej i nawet tej – może najpopularniejszej – gawędziarskiej. – Gwara podhalańska – ze swoją prostotą, żartem, dosadnością – szczególnie silnie na niego oddziaływała. Jest ona wyrazem akceptacji dla losu i świata, nie ma w niej miejsca na rozczulanie się nad sobą – mówił w rozmowie dla „Gościa” prof. Łukasz Tischner, bratanek księdza, który był mocno i blisko związany ze stryjem.

„»Człowiekiem z kryjówki« jest ten, kto cierpi na chorobę nadziei: jego nadzieją rządzi zasada ucieczki od ludzi. Tkwi ona korzeniami w jakimś mniej lub bardziej świadomym lęku przed ludźmi i światem” – pisał w jednym z głośnych esejów pt. „Ludzie z kryjówek” ks. Tischner. Jego filozofia nadziei jest przeniknięta nie tylko głębokim myśleniem, ale też niezwyczajnym wglądem w psychikę człowieka. Nie jest przypadkiem, że przyjaźnił się z wybitnym polskim psychiatrą prof. Antonim Kępińskim. Tischner pisał i mówił o nadziei jak nikt inny w Polsce. „Myślę, że w naszym beznadziejnym świecie jedno jest − w sprawie nadziei – niezwykle ważne. Trzeba człowiekowi poznać tajemnicę rozpaczy. Trzeba się nauczyć patrzeć w oczy własnej rozpaczy. Dopiero wtedy odczujesz, że gdzieś u jej dna, u dna rozpaczy, jest wielka, jedyna, niezwykła nadzieja. Ta nadzieja, która prowadzi każdego z nas nieomylną ręką w stronę Boga” – mówił w kościele św. Anny w Krakowie.

Dwa owczarki, w tym jeden, co nie uzor Tiśnera

Parę lat po pierwszej wędrówce w Gorcach znów szedłem tamtędy samotnie – z Mizernej do Łapsz Wyżnych, przez Stare Maniowy, które wtedy jeszcze nie były zalane wodami Zalewu Czorsztyńskiego. Wtedy już wiedziałem, co to jest Łopuszna i kto to jest ks. Tischner. Mój dobry kolega ze studiów – Andrzej Gryglak – zamęczał nas cytatami i opowieściami o nim. Właśnie z powodu Tischnera poszedłem odwiedzić mamę Andrzeja – Stefanię, która była koleżanką Józefa Tischnera ze szkolnej ławki. Liczyłem na smakowite opowieści. Po drodze jednak, w Niedzicy, wszedłem za płot jednego z gospodarstw, by zapytać o drogę na skróty do Łapsz. Nie zdążyłem, bo wyskoczył na mnie duży owczarek podhalański, powalił i pogryzł dłoń. Udało mi się wyswobodzić spod jego cielska i zwiać w podskokach. Z wizyty u pani Stefanii pamiętam więc tylko to, jak troskliwie zajęła się opatrzeniem mojej lewej ręki. Ugościła mnie w swojej izdebce po góralsku, ale najbardziej pamiętam ciepły, delikatny dotyk jej dłoni i jasne, błękitne oczy patrzące na mnie serdecznie.

Lata później dzięki tej przygodzie zrozumiałem dobrze anegdotę Kazimierza Kuchty, przyjaciela ks. Tischnera z Łopusznej, który w filmie „Twarze Łopusznej” opowiadał, jak z przerażeniem obserwował owczarka strzegącego jego 130 owiec, który rzucił się na człowieka idącego w jego kierunku. Kuchta nie poznał, że to Tischner. A pies był taki, który nie przepuścił nikomu, kto zbliża się do owiec. „Doleciał ku niemu i se myślem: Jezus! Maria! To juz bedzie targoł, zanim jo dolecem. A ten cosi przegodoł do niego, pies stanoł i majta ogonem. Tak zek se wtedy pomyślał, ze to telo cłek dobry, ze się go nawet pies nie chyci” − opowiadał Kazimierz Kuchta. Na pamiątkę tego wydarzenia kazał nawet zrobić portret „psu, co nie uzor Tiśnera”. Tę wewnętrzną dobroć, pozytywną siłę i otwartość na człowieka wspominają wszyscy, którzy znali Tischnera. Bo same słowa – nawet najmądrzejsze – to za mało.

Nadzieja rodzi się w śpiewie

Często – jako chrześcijanie – jesteśmy wzywani do tego, by „mieć” nadzieję i nią promieniować. A co, jeśli jej w nas brakuje? Nadzieja nie stawia się na rozkaz, na polecenie naszej woli czy tym bardziej na wezwanie innych. „Skąd się bierze moja nadzieja? Doprawdy nie bardzo wiadomo. Jasne jest, że nie mogę wskazać konkretnej »przyczyny« nadziei; nadzieja nie jest jednym z ogniw w łańcuchu przyczynowości sprawczej. Nie mogę powiedzieć: »zrób to, a będziesz miał nadzieję«. Nie mogę też powiedzieć, że nadzieja bierze się »ze mnie«. Franz Rosenzweig powiada, że nadzieja rodzi się »w śpiewie«. Kto chce odzyskać nadzieję, niech się przyłączy do śpiewu. Nadzieja, jak iskra, przeskakuje od śpiewającego do śpiewającego. Uczestniczymy w śpiewie, uczestniczymy w tańcu, uczestniczymy we wspólnej modlitwie… Nasza nadzieja jest taka, jakie jest nasze uczestnictwo” – pisał Tischner w tekście „Podglądanie Pana Boga”.

Dla takich i wielu innych tekstów czy nagrań w poświęconym nadziei jubileuszowym roku warto sięgać do Tischnera − by zrozumieć świat ludzkiej, a przede wszystkim własnej nadziei. A być może także stanąć dzięki tym tekstom twarzą w twarz wobec własnego zgnębienia na duchu, poczucia nieszczęścia czy rozpaczy. Nadzieja ludzka na tym właśnie polu się „rozgrywa”. I tam może się obudzić. Można przecież nawiedzić wszystkie sanktuaria roku jubileuszowego w diecezji opolskiej, a jednak jakoś minąć się ze zrozumieniem źródeł własnej nadziei – być może schorowanej, przygasłej czy przytłoczonej. Tischner, zwany czasami filozofem z Łopusznej − bo tam się wychował, spędzał wiele czasu, będąc już księdzem, tam miał rodzinę i przyjaciół, i tam jest pochowany – jest w tej kwestii przewodnikiem znakomitym i pomocnym.

Droga, grób, nadzieja

W czasie mojej pracy reporterskiej ks. Tischnera spotkałem tylko raz – przyjechał w 1998 roku na dożynki w Sidzinie (gm. Skoroszyce). Dziś tamtejsza szkoła nosi jego imię. Czytam Tischnera systematycznie i z radością. Najważniejsze jednak w ostatnich latach stały się dla mnie jego słowa w filmie „Misterium wielkanocne wg ks. Józefa Tischnera”. Szedł dróżką nad potokiem w Łopusznej, były roztopy, dość nieprzyjemnie. Mówił tak: „Zachodzi głęboki związek pomiędzy drogą a nadzieją. Kiedy człowiek ma nadzieję, powstaje droga. Kiedy człowiek traci nadzieję, nie ma drogi. Kiedy człowiek traci nadzieję, wtedy ziemia pod nogami zamienia mu się w grób”. To było też o mnie i do mnie.

Tischner mówił dalej: „Są rozmaite drogi, tak jak rozmaite są drogi człowieka. Jest także droga krzyżowa, droga, która prowadzi na krzyż. Człowiek zapowiedź tego krzyża niesie na swoich barkach. Jeszcze nie został ukrzyżowany, ale krzyż już na nim spoczywa. Co to znaczy? To znaczy, że nie ma jeszcze rozpaczy. Nie ma rozpaczy. Krzyżowa droga Chrystusa prowadziła ku największej z możliwych nadziei. Nadziei nadludzkiej – nadziei pojednania ziemi z niebem, pojednania człowieka z Bogiem. Na tak wielkiej drodze czy liczą się jakieś przeszkody? Jakiś upadek, jakieś zmęczenie? Szyderstwo tłumów? W ostatecznym rozrachunku liczy się ten niezwykły, nadludzki sens. Niezwykła nadludzka nadzieja”. Te słowa i głos Tischnera kilka lat temu, w najtrudniejszych dla mnie miesiącach i latach, ratowały mnie od rozpaczy. Budziły do nadziei.

To dlatego, gdy w maju br. miałem zaszczyt gościć z ks. Józefem Krawcem i przyjaciółmi z „Barki” w wielkim, góralskim domu wybudowanym przez Mariana i Józefa Tischnerów w Łopusznej, przeżywałem niesamowite chwile. – Czuję się jak w najświętszym sanktuarium – powiedziałem do Łukasza Tischnera i ks. Krawca, kiedy mogłem dotknąć stołu, przy którym Tischner pracował, widzieć jego rękopisy, wystrój pokoju… Patrzyli na mnie trochę zaskoczeni. Z okien domu rozpościerała się piękna panorama Podhala, Spisza i Tatr. Kwadrans drogi w górę stała może jeszcze ta bacówka, gdzie jako młody człowiek miałem nocną, niezapowiedzianą wizytę.

Nieomylna ręka nadziei   Ks. prof. Józef Tischner Józef Wolny /Foto Gość
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..