Tam, gdzie Kościół sankcjonuje bądź popiera ideologię jakiejś partii sprzeczną z przesłaniem Ewangelii, tam rodzą się oddolne ruchy niezgody.
Kiedy 60 lat temu biskupi polscy ogłosili przełomowy list do biskupów niemieckich („udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”), władze komunistyczne zareagowały gwałtownie i w duchu „jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem”, ulubionej frazy ówczesnego I sekretarza partii polskich komunistów tow. Władysława Gomułki. I wcale komuniści nie zostali wówczas zignorowani. Proroczy głos Kościoła w Polsce nie został przyjęty przez naród, a także przez część duchowieństwa - bo to również trzeba dodać - z entuzjazmem.
Dwa tygodnie temu znów ta XVII-wieczna fraza o odwiecznej wrogości Niemców i Polaków popłynęła. Tym razem ze szczytu Jasnej Góry. I to nie towarzysz Gomułka przemawiał, ale emerytowany biskup włocławski do zgromadzonych tam słuchaczy Radia Maryja - „katolickiego głosu w twoim domu” - którzy przyjęli jego słowa z aplauzem.
Pomyślałem wtedy o arcybiskupie Alfonsie Nossolu, który swoje duchowne życie poświęcił pojednaniu polsko-niemieckiemu. Czy to słyszał? Co wtedy myślał, co czuł? Pomyślałem też, że może lepiej by było, gdyby tego nie usłyszał. Czułem współczucie - gdyby usłyszał. Ale tu przecież nie tylko o arcybiskupa chodzi.
Nie mam wątpliwości, że przekaz tego jasnogórskiego kazania trafia w "gusta" jakiejś części katolików, oczywiście także w naszej diecezji. Czy wpłynie to na wspólne życie ludzi o różnych tożsamościach etnicznych i kulturowych, które udało się przecież jakoś zgodnie poukładać w parafiach i szerszych wspólnotach naszego regionu przez 35 lat wolnej Polski? Dużą - i nie do przecenienia - rolę do odegrania mają tutaj duszpasterze.
Piszę z czasowego dystansu do tego sławetnego kazania, bo sprawa jest szersza i idzie jeszcze głębiej niż tylko kwestie polsko-niemieckie. Coraz częściej w wypowiedziach zaangażowanych katolików, w tym duchownych, zauważam nawiązanie i wręcz zachętę do zajęcia postawy takiej jaką przyjął Bekennende Kirche - Kościół Wyznający w III Rzeszy. Czyli ruch w kościele ewangelickim, który w imię Ewangelii sprzeciwiał się zdecydowanie aliansowi swojego Kościoła z nazizmem. I tworzył wspólnotę osobną od Kościoła oficjalnego. Jedną ze sztandarowych postaci Kościoła Wyznającego był wybitny myśliciel i pastor Dietrich Bonhoeffer, stracony przez reżim hitlerowski w ostatnich dniach wojny. Jego piękny pomnik stoi przy wrocławskim kościele św. Elżbiety.
Wróciłem wczoraj z Bílej Vody. To miejsce symboliczne dla prześladowania Kościoła w Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej. Miejsce internowania sióstr zakonnych i wiecznego spoczynku 750 z nich. W latach panowania komunizmu w Czechosłowacji także powstały struktury Kościoła niezależnego, podziemnego, „Kościoła milczenia” jak nazwał go Jan Paweł II. Dystansował się ten Kościół - czasami za bardzo wysoką cenę - od Kościoła oficjalnego, uznawanego przez władzę komunistyczną i poddanego tej władzy ze strachu przed prześladowaniami czy z motywów nawet mniej zrozumiałych.
Siostry z Bílej Vody pozostały wierne swojemu powołaniu, habitów nie zrzuciły, do czego siłą i pieniądzem przekonywali je komuniści. A wierni i duchowni Kościoła podziemnego w Czechosłowacji z narażeniem życia starali się być wierni Ewangelii w każdym jej wymiarze. Nie potrafili się zgodzić na kolaborację części biskupów i księży w Czechosłowacji z ideologicznym reżimem.
Nie ma - rzecz jasna - żadnych oczywistych paralel między sytuacją Kościoła w nazistowskich Niemczech i w komunistycznej Czechosłowacji a sytuacją Kościoła w Polsce dzisiaj. To są zupełnie inne historyczne realia.
Poza jednym - jak sądzę - wątkiem. Tam, gdzie Kościół sankcjonuje bądź popiera ideologię jakieś partii (ciekawe, że za każdym razem w Europie Środkowej chodzi o jakąś formę nacjonalizmu) wyraźnie sprzeczną z przesłaniem Ewangelii, tam rodzą się oddolne ruchy niezgody czy - może trafniej - szukania własnej drogi wiary, zdystansowanej od instytucji. Bo Ewangelia jest wieczna i przetrwa, a ideologie - nie.