Pielgrzymkowe nabożeństwo w Gogolinie było czasem uwielbienia Boga za to, jak działa w życiu ludzi doświadczających kryzysów i uzależnień. Świadectwami dzielili się członkowie wspólnoty Rancza Nadziei.
W poniedziałkowy wieczór (11 sierpnia) pielgrzymi strumienia nyskiego dotarli do Gogolina. Ugoszczeni zostali w obu gogolińskich parafiach. Korzystali z pomocy służby medycznej, która już ma ręce pełne roboty przy opatrywaniu przede wszystkim nóg pątników. A dzień zakończyli wieczornymi nabożeństwami. Kończące dzień czuwanie modlitewne - to w kościele NSPJ w Gogolinie - poprowadziła jedynka czerwona.
11.08.2025, Gogolin. Wieczorne nabożeństwo pielgrzymkoweTrzeba koniecznie podkreślić, że ten rok przyniósł odrodzenie franciszkańsko-elżbietańskiej grupy pielgrzymkowej z parafii św. Elżbiety Węgierskiej w Nysie. Jedynka czerwona, która w ubiegłych latach na jasnogórski szczyt wchodziła połączona z jedynką zieloną, tym razem tworzy własną grupę.
- Widzę to w kategorii cudu. Dużo było narzekania, jak to kiedyś w tej grupie było, a teraz już tak nie jest. Pojawiła się propozycja, żebym został przewodnikiem. Odpowiedziałem, że jeśli będą ludzie chętni do zaangażowania się, to grupa na nowo powstanie. Nie miałem wielkiej nadziei, a to wszystko, co się dzieje, przerosło nasze oczekiwania - dzieli się o. Makary Lika OFM. W grupie jest 80 pielgrzymów, choć nie wszyscy mogą przejść całą trasę. - Średnio jest nas ponad 50 na każdy dzień. Tworzymy kameralną i zżytą grupę. Rodzi się coś dobrego, zobaczymy, jakie będą owoce - podkreśla. Mówi, że po latach przerwy na szlak wrócili dawni pielgrzymi, dołączyli do nich pątnicy związani z duszpasterstwem franciszkańskim i oczywiście niezastąpione siostry elżbietanki.
Filarami ich pielgrzymowania jest medytacja, bycie świadkiem i uwielbienie. - Każdego dnia te trzy punkty są dla nas istotne w drodze - wyjaśnia o. Makary.
Jedynka czerwona w tym roku przyjęła nazwę Grupa Nadziei. I nie jest to tylko związane z mottem trwającego Roku Świętego i tożsamym z nim tematem 49. Pieszej Pielgrzymki Opolskiej na Jasną Górę - „Pielgrzymi nadziei”. Związane jest z tym, że w budowanie wspólnoty pielgrzymkowej włączyli się wolontariusze Rancza Nadziei w Nysie, pochodzący głównie z Ameryki Południowej.
- Charyzmatem naszej grupy pielgrzymkowej, który chcemy rozpropagować nie tylko na pielgrzymce i nie tylko w naszej diecezji, jest nadzieja. W tej powierzchownej warstwie chodzi o praktyczną pomoc ludziom uzależnionym, w kryzysie życia, w jakimś depresyjnym czasie. Ale ponadto chcemy zapraszać ludzi do tego, żeby wychodzili poza swoją przestrzeń komfortu, bo nadzieja rodzi się tam, gdzie jest służba, gdzie jest doświadczenie żywego Boga, gdzie jest wspólnota, która staje się wsparciem. I tak dzieje się w naszej grupie pielgrzymkowej. Sam doświadczam dużego wsparcia, bo nie mam zdolności organizatora i przewodnika, a jednak to się dzieje - mówi o. Makary.
Świadectwa były też częścią wieczornego nabożeństwa. - Chcemy dać świadectwo o życiu, które może być inne od takiego życia zniszczonego, rozwalonego, od życia w hałasie. Wspólnota Fazenda da Esperança czyli Ranczo Nadziei od pewnego czasu jest w naszym klasztorze franciszkańskim w Nysie i posługuje nie tylko wobec ludzi w kryzysie życia, wobec ludzi uzależnionych, ale także - szczególnie teraz w Roku Nadziei - chce budować w naszej diecezji wspólnotę, która jest jeszcze w przestrzeni planów i marzeń, a która będzie łączyła różne osoby, aby razem stawać przy nadziei - u początku wspólnej modlitwy mówił przewodnik jedynki czerwonej. Dzielił się tym, że ma doświadczenie towarzyszenia wielu osobom, które odbudowały swoje życie.
Fazenda da Esperança w 28 krajach tworzy ponad 170 wspólnot, które rodzą do żywej nadziei. W nyskim domu trwająca rok terapia przeznaczona jest dla mężczyzn.
- Do rancza przyszedłem bez nadziei. W podobny sposób, jak przychodzą do naszych wspólnot ludzie mocno zranieni przez różne wydarzenia, przez innych ludzi. Nie potrafiłem już iść samodzielnie w życiu. Były to wewnętrzne, głębokie rany. Rany zewnętrzne można uleczyć, jadąc do szpitala, szukając właściwiej pomocy. Ale rany wewnętrzne wymagały inne, specjalistycznej pomocy - dzielił się wolontariusz, który po roku terapii przyjechał do wspólnoty w Nysie.
Co mu pomogło? - W Ranczu Nadziei narzędziami są praca, wspólnota i duchowość. Proces uzdrowienia dział się poprzez słowo Boże i dzięki osobom, które mnie zrozumiały, wczuły się w mój ból - mówił. - Zacząłem nową drogę. Nie było łatwo. To trudna droga, ale to, co prowadzi nas do dobrego, trzeźwego i zdrowego życia to praktyka, doświadczenie codziennego spotkania z Eucharystią. Codziennie mamy Różaniec, medytację słowa Bożego. Kiedy nie potrafimy więcej, kiedy brakuje nam sił, szukamy rozmowy i pomocy. Jestem tutaj, ponieważ chciałem podjąć terapię, a nie dlatego, że ktoś mnie zmusił. Jestem wolny, a dzisiaj jestem tutaj, by próbować pomagać tym, którzy przechodzą przez podobne sytuacje - mówił.
Świadectwem podzielił się też Mateusz, który poszukując nadziei, dwa miesiące temu przyjechał do Rancza Nadziei.
- Tu nakarmili mnie nadzieją. Rozsmakowuję się, ale nie sam, w prostocie i pięknie życia, ale również w gorzkości i trudach. Wszystkie uzależnienia są tak naprawdę tylko skutkiem ubocznym ogromnego cierpienia, potężnej samotności i beznadziei. Często powtarzałem mojemu tacie, że nie mam problemów z piciem, ale mam problemy ze sobą. Alkoholizm to tylko wierzchołek góry lodowej, a cały dramat znajduje się pod powierzchnią. We wspólnocie Rancza Nadziei skontaktowałem się ze swoim wnętrzem i odkryłem, że jak naprawdę jestem całym oceanem głębi, spokoju i ciszy. A w tej ciszy mówi do mnie Pan Bóg. Ale czy ja go słyszę? Uczę się tego. Uczę się czytać swoje życie przez pryzmat słowa Bożego - dzielił się Mateusz. Mówił wprost, że wreszcie czuje się chciany, kochany i akceptowany.
Odpowiedzią na usłyszane świadectwa było uwielbienie Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. A tradycyjnym zwieńczeniem pielgrzymkowego nabożeństwa było wyśpiewanie Apelu Jasnogórskiego w łączności z wszystkimi, którzy zmierzają do jasnogórskiego sanktuarium.