W czwartek grupy były mniejsze niż w pierwszych dniach pielgrzymki, ale mimo zmęczenia i trudnych warunków, radości na szlaku nie brakowało.
Czwartkowy dzień pielgrzymi poszczególnych strumieni rozpoczęli w Żędowicach, Zawadzkiem i Kolonowskiem, a zakończyli w Jeżowej, Ciasnej, Molnej i Zborowskiem. Pierwszym przystankiem na ich drodze była leśna polana w pobliżu Pietraszowa, gdzie najpierw czekało ich obfite śniadanie (tu tradycją jest już „Jajecznica za zdrowaśkę”), a następnie Mszy św. przewodniczył bp Rudolf Pierskała.
- Chrześcijańska nadzieja jest dynamiczna i rzuca światło na pielgrzymkę życia. Nie jest to wędrówka ludzi samotnych, ale podróż ludzi pewnych siebie i szczęśliwych, zmierzających ku nowemu przeznaczeniu, do domu Ojca niebieskiego - mówił biskup.
Pielgrzymkową tradycją jest to, że kolekta zbierana na polanie trafia na wybrane diecezjalne dzieło. W minionych latach pątnicy wsparli m.in. Dom Nadziei czy Dom Matki i Dziecka. Tym razem dołożyli swoją cegiełką do odnowy katedry opolskiej.
Na polanie spotkały się strumienie opolski, raciborski, głubczycki i kluczborski. Z kolei strumień nyski, który Mszę św. sprawował w Kolonowskiem, dołączył do głównego nurtu pielgrzymki kilka godzin później, tuż przed postojem obiadowym w Gwoździanach. Od tego miejsca aż na Jasną Górę wszystkie grupy idą już razem, od jedynki zielonej po szóstkę pomarańczową, która niesienie na swoich tyłach transparent „Koniec pielgrzymki”. Jedynie na noclegi zatrzymują się w różnych miejscowościach, a przy stole eucharystycznym wszyscy razem spotkają się dopiero w sobotę na Jasnej Górze.
- Jest upalnie, ale taka pogoda jest zdecydowanie lepsza niż gdyby miało padać - zapewnia ks. Daniel Leśniak, główny przewodnik opolskiej pielgrzymki. A pątnicy dodają, że są pozytywnie zaskoczeni i bardzo wdzięczni, że na trasie w wielu miejscach mieszkańcy przygotowali pit stopy z napojami i owocami, a także zraszacze wodne. Przyznają, że choć wydawało się, że pandemia ukróciła zwyczaj goszczenia przechodzących pielgrzymów, to tak naprawdę nawet w zupełnie nowych miejscach pojawiło się wsparcie dla pątników. A w upalnej pogodzie było ono bardzo potrzebne.
Co jeszcze, oprócz dostaw wody, jest potrzebne w drodze? Okazuje się, że pielgrzymów niesie wspólny śpiew.
- Pielgrzymka przede wszystkim kojarzy się ze śpiewem. Przechodząc przez różne miejscowości, dajemy o sobie znać. A ludzie, kiedy słyszą śpiewające grupy, wychodzą przed swoje domy, machają nam, pozdrawiają nas. To po pierwsze. Ale śpiew jest ważny, bo jest naszą modlitwą, którą chwalimy Pana Boga - mówi Kamil Żyłka z dwójki fioletowej z Zawadzkiego. Kamil bardzo często ma mikrofon w ręce i wytrwale prowadzi śpiew. - Wspólny śpiew dodaje nam w drodze energii, pozytywnie nas nastraja, żeby iść dalej, żeby odnaleźć w sobie radość i entuzjazm mimo upału i zmęczenia. Nie da się ukryć, że na szlaku czasem mamy kryzys, ale właśnie muzyka dodaje mocy. Wtedy wybieramy radosne piosenki, zwłaszcza te z pokazywaniem czy elementami tańca. Idziemy, śpiewamy, a większość grupy dodatkowo pokazuje czy tańczy - opowiada.
Oczywiście repertuar pielgrzymkowy to również piosenki tradycyjne i medytacyjne. Właściwie każda grupa ma swoje hity. W dwójce fioletowej to m.in. „Raz, dwa, trzy, cały świat”. Jest też taka tradycja, że w czwartek między Ciasną a Zborowskim można usłyszeć kolędy. To zwyczaj dwójki niebieskiej, ale w tym roku również jedynka zielona przy trzydziestym którymś kilometrze sięgnęła po bożonarodzeniowe szlagiery.
Oczywiście każda grupa ma ekipę muzyczną, ale coraz częściej mikrofony trafiają też w ręce dzieci. - Naprawdę nie trzeba być na pielgrzymce „muzycznymi”, żeby śpiewać. Śpiewamy wszyscy razem, razem się radujemy, razem się w ten sposób modlimy - zapewnia Kamil Żyłka. A zapytany przewrotnie, czy w drodze są momenty ciszy, zapewnia, że tak. - Czasem to pięć, czasem piętnaście minut, ale cisza jest bardzo ważna i istotna, żeby osobiście spotkać się z Bogiem, usłyszeć Jego głos. Na pielgrzymce jest to trudniejsze, bo o ile wspólny śpiewa dodaje energii, to chwile ciszy powodują, że zostajemy sami ze sobą, ze swoimi myślami, ale też ze swoim bólem nóg, zmęczeniem. Czujemy ciężar drogi i ciężar pogody, ale to ważne, by w tym doświadczeniu spróbować spotkać się z Bogiem - podkreśla.
Nie da się ukryć, że grupy tego dnia były znacznie mniejsze, niż w pierwszych dniach pielgrzymki (poza dwójką fioletową, która tego dnia urosła liczebnie), ale mimo zmęczenia i trudnych warunków, zapału na szlaku nie brakowało.
W Gwoździanach na pielgrzymów czekali strażacy, którzy przygotowali wodne zraszacze, a także ekipy z poszczególnych grup, które dowiozły termosy z zupami, kawą czy kompotami. Nie zabrakło też bułek i słodkości. Przy kościele parafialnym pw. Narodzenia NMP ks. proboszcz Ryszard Kościelny wszystkich wychodzących w dalszą drogę obficie kropił wodą święconą. Niespełna 8 kilometrów dalej, przy kościele Trójcy Świętej w Ciasnej z jeszcze większym wiadrem wody święconej czekał ks. proboszcz Wojciech Włoch. Jak mówi, w taką pogodę to się pielgrzymom należy.