W Opolu kończy się dzisiaj XXX Seminarium Śląskie.
Już po raz trzydziesty – w Kamieniu Śląskim i Opolu – odbywa się Seminarium Śląskie (28 – 30 października). Tym razem tematyka seminarium zarysowana została szeroko: „Górnośląskie ślady w kulturze i nauce Europy”. Organizatorzy – Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej – zdecydowali się zaprezentować tę problematykę przez pryzmat biografii wybitnych postaci.
Wczorajsze sesje (w sali spotkań Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej) rozpoczął blok wykładów nt. dziedzictwa intelektualnego Śląska. Rozpoczął się prelekcją prof. Edwarda Plińskiego, emerytowanego profesora Politechniki Wrocławskiej, na temat noblistów pochodzących i związanych ze Śląskiem. Prelegent skupił się na postaciach sześciu noblistów, którzy pochodzili z Górnego Śląska (całego, a więc i opolskiego), zostawiając Dolny Śląsk nieco na boku. Wszystkich śląskich noblistów jest aż 19. Z terenu woj. opolskiego pochodził tylko jeden – Konrad Bloch, choć mocne związki z naszym województwem ma też Olga Tokarczuk (Nobel 2018 w dziedzinie literatury), która dzieciństwo i młodość spędziła w Kietrzu.
Nie brakowało akcentów humorystycznych przy opisie każdej z postaci. Konrad Bloch urodzony w Nysie w 1912 r. otrzymał Nagrodę Nobla z fizjologii i medycyny w 1964 za badania nad zwalczaniem miażdżycy, a szczególnie za badania przebiegu syntezy cholesterolu w organizmie ludzkim. – Szanujemy człowieka, bo dzięki niemu przynajmniej wiemy, jak leczyć wzrost cholesterolu. To był bardzo sympatyczny człowiek, który się nie obrażał. Kiedyś był w Opolu na konferencji i postanowił przy okazji odwiedzić nyskie liceum „Carolinum”, którego był absolwentem. Pojechał do Nysy, ale liceum zamknięte było. Zapukał. Otworzyła pani. Ale podłoga była mokra, bo świeżo umyta. I Blocha nie wpuściła. Noblista obszedł się smakiem, ale się nie obraził. Bardzo mile wspominał Nysę w korespondencji z Kazimierzem Staszkowem, miłośnikiem historii Nysy – mówił prof. Pliński.
Bloch, pod dojściu Hitlera do władzy, opuścił Niemcy w 1934 r. z powodu swojego żydowskiego pochodzenia. Schronił się w Szwajcarii, potem przeniósł się do USA, gdzie pracował najpierw na uniwersytecie w Chicago, a potem na Uniwersytecie Harvarda. Zresztą wielu noblistów śląskich było pochodzenia żydowskiego i dlatego w latach 30. XX wieku, kiedy Niemcy ogarniała nazistowska gorączka, emigrowali stamtąd. Ich los dzielili też mniej utytułowani i mający mniej możliwości pracy za granicą obywatele pochodzenia żydowskiego, choć utożsamiali się z narodowością niemiecką.
Taka była historia znanej rodziny z Żor – Zweigów. Po plebiscycie na Górnym Śląsku oraz podziale na część polską i niemiecką adwokat Walter Zweig, razem z żoną, również pochodzenia żydowskiego, postanowił emigrować z Żor, które stały się częścią odrodzonej Polski, do Głubczyc, które zostały w państwie niemieckim. 81 kilometrów i jedna granica oddzieliły rodzinę Zweigów. W Żorach pozostał nestor rodu Max, właściciel hotelu. W Głubczycach w 1932 r. w rodzinie Waltera i Lotte urodziła się córka – Stefanie. Kiedy miała sześć lat rodzice w obawie przed nazistami postanowili udać się na emigrację. Dotarli aż do … Kenii. Tam Stefanie Zweig przeżyła swoje dzieciństwo i wczesną młodość w bardzo trudnych warunkach, które odcisnęły na niej piętno do końca życia. Po wojnie rodzina wróciła do Niemiec, gdzie została popularną pisarką i dziennikarką. Film „Nigdzie w Afryce” oparty na jej powieści o tym samym tytule dostał Oskara w 2003 r.
O losach rodziny Zweigów, zwłaszcza Stefanie, które są częścią wystawy stałej w Muzeum Miejskim w Żorach, opowiadali pracownicy muzeum Marietta Kalinowska-Bujak i Tomasz Górecki. – Jakże jej historia jest aktualna. Ciągle mamy migracje, wojny, ludzi pozbawionych ojczyzny. Jak żyć w takim świecie? Stefanie Zweig w swojej twórczości daje nam małą wskazówkę, którą otrzymała od ojca: „Nie nienawidzić”. On zawsze mówił córce: „my nie mamy nic przeciwko Niemcom. To naziści są źli”. Dlatego on zdecydował się na powrót do Niemiec po zakończeniu wojny. I to jest coś, co dla Stefanie Zweig było lekcją na całe życie i co państwo znajdą w jej twórczości. Różnie jest, różne mamy czasy, ale nie możemy nienawidzić, bo to niszczy też nas. Te wszystkie globalne problemy poruszamy w naszych projektach edukacyjnych opartych czy to o historię mniejszości żydowskiej w Żorach, czy konkretnie o losy rodziny Zweigów, bo tę historię dobrze znamy – mówiła Marietta Kalinowska-Bujak.