Gościem 23. Opolskiej Jesieni Literackiej ze swoją najnowszą książką pt. "Aglo. Banką po Śląsku" był Zbigniew Rokita.
Ogólnopolskie uznanie Zbigniew Rokita, reporter i pisarz uzyskał cztery lata temu zdobywając największą polską nagrodę literacką „Nike” za książkę „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”. „Kajś” zyskała najwyższe uznanie zarówno jury „Nike” jak i czytelników. Do Opola na Jesień Literacką Rokita przyjechał z najnowszą książką „Aglo. Banką po Śląsku”.
Śląsk był zatem więcej niż oczywistym tematem spotkania w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu. Publiczność szczelnie wypełniła salę konferencyjną MBP (dostawianie krzesełek w bocznych przejściach stało się już tutaj pewną tradycją). Warto jednak zauważyć, że tym na spotkanie ze Zbigniewem Rokitą, jak się okazało przyjechało sporo czytelników także spoza Opola m.in. z Lublińca, Jełowej czy Zimnic Wielkich.
Wątków niemal dwugodzinnego spotkania był ogrom. Np. Gdzie przebiegają granice Górnego Śląska? Dlaczego Opole ma dla autora w sobie więcej tajemnicy niż Katowice? Jaką rolę odgrywa Górny Śląsk w propagandzie putinowskiej? Czy Ślązacy są mniej - albo bardziej - szlachetni od innych ludzi? Co jest ważniejsze dla zachowania tradycji i tożsamości śląskiej: mocno zintegrowane wioski czy duże ośrodki mające możliwości finansowania ważnych wydarzeń kulturowych (teatr, film etc.)? Długo mógłbym ciągnąć listę tych pytań.
Urodzony w Gliwicach („pochodzę z pętli tramwajowej”), mieszkający w Katowicach, Zbigniew Rokita, ma splątane korzenie rodzinne: kresowo-podhalańsko-częstochowskie. - Śląskość staje się kodem kulturowym, tożsamością, pod którą chce się spotkać coraz więcej osób, do której aspiruje coraz więcej ludzi i coraz więcej nazywa siebie Ślązakami. Ja wybrałem tożsamość śląską. Imponuje mi ta wspólnota - wyznawał. Uczył się mowy - języka śląskiego na specjalnych kursach. Jest zwolennikiem uznania śląskiego za język regionalny.
Prowadząca spotkanie Agnieszka Zientarska wśród wielu ważnych pytań zadała także pytanie fundamentalne: Jaki interes mają Polacy w tym, żeby Śląsk był Śląskiem? Żeby Ślązacy mówili o swojej tożsamości, o swojej obywatelskości i mówili po śląsku?
- To jest bardzo humanistyczne pytanie. Po prostu miarą zdrowia społeczeństw jest to, na ile opiekują się słabszymi. A mniejszości - na ogół, ze swojej natury - są słabsze niż większość. Zwłaszcza mniejszości etniczne w Europie Środkowej. Każdy człowiek należy do jakiejś mniejszości. My tutaj prawdopodobnie należymy do bardzo szlachetnej mniejszości ludzi czytających. To jest zła wiadomość dla wszystkich golących głowy na łyso i krzyczących brzydkie słowa na różnych manifestacjach: że nie ma człowieka, który nie byłby w mniejszości. Mimo że samo słowo "mniejszość" jest politycznie też trochę nacechowane. Nie wszystkim się podoba słowo mniejszość, bo lepiej, żeby była tylko większość, która stanowi sto procent. Ale w zdrowym społeczeństwie są mniejszości i w zdrowym społeczeństwie się nimi opiekujemy. Więc myślę, że to wszystko sprowadza się do pytania, czy chcemy mieć społeczeństwo, państwo, które będzie nacjonalistyczne i ekskluzywne czy będzie różnorodne i inkluzywne. I zawsze sobie tak myślę, że warto to przećwiczyć na Ślązakach. Bo my tu jesteśmy strasznie łatwi w obsłudze - mówił Zbigniew Rokita.
„Łatwość w obsłudze” autor wyjaśnił obrazowo i dosadnie: - Ślązacy są bardzo tacy lojalni, pokorni, spokojni. My nie jesteśmy jak Katalończycy, Kurdowie, Irlandczycy. Kiedy ostatnio jakiś Ślązak się wysadził w centrum handlowym? Nie ma czegoś takiego. A przecież można powiedzieć: nie uznali naszego języka, nie uznali naszej mniejszości etnicznej. Żaden Ślązak nie zakłada pasów szahida i nie wysadza się w centrum handlowym „Karolinka” - mówił.
Więcej w „Gościu Opolskim” nr 49 /7 grudnia