Wystawa fotograficzna, którą można oglądać do 18 grudnia, echo rozmów z ciekawymi ludźmi oraz 190 stron wartościowej poezji i prozy, ubranych w malinową okładkę Almanachu prowincjonalnego to pokłosie sobotniego wieczoru literackiego.
Wiersze ks. Jerzego Szymika ubogacają kolejne tomy almanachu. Karina Grytz-Jurkowska/ GN Z ks. Jerzym Szymikiem Marek Rapnicki dyskutuje o wierze, nadziei, miłości, o sensie życia i papieżach.
MR: „Czułość jest młodszą siostrą miłości, a wierność starszą” - tak pisze ksiądz w swoim wierszu. Jest ksiądz związany z naszym Almanachem od dobrych kilku lat, nieraz rozmawialiśmy. Kiedyś nasza wspólna znajoma z Gościa, Basia Gruszka-Zych przeprowadzała wywiady z Julią Hartwig, poetką z Lublina, ta już leciwa dama powiedziała jej w pewnym momencie, że ludzie od jakiegoś czasu na tych spotkaniach nie tyle pytają ją o twórczość, ale o to, jak żyć. No więc jak żyć?
Ks. Jerzy Szymik: Dla mnie zawsze w życiu najważniejsi są ludzie, ważniejsi również od literatury. W tym Almanachu jest mój esej poświęcony dwóm papieżom. Dla mnie najbardziej przejmujące jest przesłanie Benedykta XVI. On wskazuje, że nie da się żyć bez jednej wartości – bez Boga. To jest też moja radość, że jestem księdzem i mogę tej sprawie służyć. Mogę patrzeć drugiemu człowiekowi w oczy mówiąc mu, że Bóg jest najważniejszy. I wiem na pewno, że nie jestem „akwizytorem lipnej sprawy”. Ja nie karmię tego, kto mnie o to pyta, swoim wymysłem. Jest to coś, za czym stoi Mądrość większa niż ja.
M.R.: Czyli jak mówił św. Augustyn „jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko inne będzie na swoim miejscu"?
JS: Ta myśl, że Bóg jest na pierwszym miejscu, choć zamilczana w mediach, była osią pontyfikatu Benedykta XVI. Przyczyną wszystkich naszych nieszczęść jest odejście od Boga. On jest podstawą, na której można postawić stopę i pewnie stanąć. Ja zdaję sobie oczywiście sprawę, że na świecie są dobrzy agnostycy, etycznie żyjący ateiści. Bliska jest mi natomiast teza Benedykta XVI, że z nimi jest jak z gwiazdami, które już umarły. Do nas dociera jeszcze ich światło, ale ich samych już nie ma. Na razie wszystko gra, bo to odejście od Boga nie jest jeszcze tak dawne, ale za chwilę zobaczymy, co znaczy budować cywilizację nie na Bogu.
MR: Jednak żyje się z ludźmi innych zapatrywań. Są sfery, w których możemy się połączyć, np. w wierszu. Jak to jest, że ksiądz trafia do tych, którzy nie są wierzący lub rozmodleni na co dzień.
JS: Staram się budować w sobie postawę ekumeniczną wobec drugiego, ale w tym sensie, że nie próbuję tych różnic między nami, określając to po śląsku, „zabebłać” (zagadać), udając, że nic nas nie dzieli, że wszystko jest fajnie. Wolę komunikat „Różnimy się i to głęboko. Ja nie myślę tak, jak ty, widzę świat inaczej, ale ani ja ani ty nie jesteś z tego powodu gorszy. Mówiąc to, okazuję Ci najgłębszy szacunek i moją miłość. Staram się i proszę Cię o to, byśmy tej różnicy nie wypełnili wrogością”.
MR: Ksiądz w swoich wierszach „trzyma się blisko trawy”, ziemi, codzienności. W jednym z wierszy przenoszącym czytelnika na puste szkolne boisko stwierdza ksiądz, że chciałby móc „przegrać jedynie mecz, nic więcej”. Czyli przegrać jedynie tę fikcyjną walkę?
JS: Jak już mówił Vladimír Křivánek, życie jest pełne iluzji. Jest iluzją myślenie o swoim życiu jak o paśmie zwycięstw. Jesteśmy ludźmi w dużej mierze przegranymi, nasze życie zmierza ku śmierci. To, że tu się spotkaliśmy, to dlatego, że jeszcze nam się udało. Mnie zawsze interesowała nadzieja, ale nie za cenę złudzenia.
MR: Czyli trzeba stanąć heroicznie przy całej świadomości swojego znikomego losu? Ja widzę to podczas spotkań z poetami, którzy są agnostykami. Ich działa przeciwko nicości są inne.
JS: Dlatego trącam tu strunę wiary, bo myślę, że jest moim świętym, czy jak kto woli psim obowiązkiem dzielić się tą nadzieją, która została mi podarowana. W tym znaczeniu Kościół musi wyjść z zakrystii i ja to w ten sposób próbuję robić.