Kto wie, że opolski ksiądz organizował pierwszą pokutną pielgrzymkę młodych chrześcijan niemieckich do Auschwitz?
– Tydzień to trwało, trochę mi było ciężko, bo zaledwie przyszedłem do parafii, a już sobie wyjazdy urządzam. W każdym razie dzięki temu Särchen nawiązał cenne kontakty ze środowiskiem „Tygodnika”. Wtedy poznaliśmy Jerzego Turowicza, Stanisława Stommę i Mieczysława Pszona, który zajmował się sprawami niemieckimi – wspomina ks. Globisch.
Konspiracyjna pielgrzymka rowerowa
Akcja Znaki Pokuty dzięki „punktowi zaczepienia”, jakim stał się ks. Globisch, może już zamienić swoją ideę moralnej pokuty wobec Polaków w czyn. Kontakty między Särchenem a ks. Globischem trwały. – Na początku lat 60. pisał mi, że młodzież z Akcji chciałaby przyjechać do Polski, bo wyjeżdżają do krajów Europy Zachodniej, Izraela, a do Polski, która była tak poszkodowana, nie. Prosił, by pomóc mu zorganizować obóz Znaków Pokuty w Oświęcimiu – wspomina ks. W. Globisch.
W 1964 r. grupa młodych ewangelików i katolików ze Znaku Pokuty zgłasza władzom Niemieckiej Republiki Demokratycznej chęć grupowego wyjazdu do Polski. Jednak zgody nie otrzymują, a władze argumentują, że NRD jako „państwo antyfaszystowskie” nie potrzebuje pokuty za II wojnę światową. Młodzi ze Znaków Pokuty są jednak zdeterminowani i rok później organizują pielgrzymkę, uzyskując zaproszenia indywidualne zorganizowane przez ks. Globischa i środowisko „Tygodnika Powszechnego”. Poprosili księdza, żeby im towarzyszył jako przewodnik i tłumacz. – Bp Jop zafascynował się tą ideą. Wówczas Polacy przyjmowali myśl o moralnym zadośćuczynieniu i pokucie ze strony młodych Niemców niezwykle pozytywnie. Od razu dostałem zgodę biskupa na 3-tygodniową nieobecność w parafii – mówi ks. Globisch. – Ale poprosiłem Särchena, żeby mi przywieźli specjalnie dostawianą przerzutkę. Bo mój rower jest bardzo solidny, ale ciężki. Bez przerzutki bym nie wyrobił – opowiada.
Spotkali się w Zgorzelcu. 16 młodych Niemców przezornie przechodziło przez granicę pojedynczo, w konspiracji, w odstępach czasowych. Na terenie Polski Niemcy zamontowali księdzu przerzutkę. Pierwsza powojenna pielgrzymka rowerowa Niemców do Oświęcimia ruszyła.
Kubek wody i siatkówka
Ks. Wolfgang Globisch (z lewej) w rozmowie z ks. A. Bonieckim. W latach 60. ks. Globisch umożliwił Niemcom z Akcji Znak Pokuty spotkanie w redakcji "Tygodnika Powszechnego" Andrzej Kerner /Foto Gość Była to naprawdę pielgrzymka pokutna. Codziennie prawie sto kilometrów na rowerze, w lipcowym upale. – Ks. Hubertus Knobloch pochodzący z Nysy, proboszcz parafii pod Brandeburgiem, często wołał za nami, że za szybko jedziemy – śmieje się ks. Globisch. Uczestnicy przez kilka godzin dziennie milczeli. Pościli, modlili się. I spotykali się z Polakami. – Pamiętam tylko jedną, początkowo nieprzychylną reakcję. Zapukaliśmy do drzwi plebanii pod Wałbrzychem. Mówię księdzu, że jest grupa Niemców i chcieliby się napić wody. Zareagował bardzo źle. Ale jak wytłumaczyłem mu, co to są za Niemcy i co tu robią, przyjął nas z prawdziwie polską gościnnością – wspomina ks. Globisch.
Niespodziewane spotkanie nastąpiło w Krzeszowie. – Poszedłem do klasztoru załatwić nocleg. Wracam i widzę, że rowery stoją pod murem, a nasi chłopcy grają w siatkówkę z młodymi Polakami. Było bardzo wesoło, radośnie. Następnego dnia Polacy przyszli pożegnać Niemców, wymienili się adresami, widać było, że bariery między młodymi pękają szybko. W tamtych czasach, kiedy dzieci i młodzież wychowywani byli w duchu antyniemieckim, było to coś zupełnie wyjątkowego – podkreśla ksiądz.