- By pomóc bezdomnym, trzeba odkryć ich ścieżki i dyskretnie im towarzyszyć. Trzeba zdobyć ich zaufanie i sensownie pytać o potrzeby - wyjaśnia Artur Wilpert, koordynator Misji Garażowej Caritas.
Pana Marka poznajemy w miejscu, które stało się jego domem, w zimnym garażu osłoniętym od świata jedynie prowizoryczną dywanową kotarą. Siedzi przy stole na jednym z dwóch krzeseł. Na drugim leżą ciepłe koce. Przez pierwsze minuty wzrok przyzwyczaja się do ciemności. Po jakimś czasie można rozejrzeć się wokół. Podłoga czysta, nic nie rozlane, żadnych petów, na co uwagę zwraca Artur Wilpert, nalewając z termosu gorącą herbatę dla gospodarza. – U Marka zawsze jest posprzątane – mówi. Buty schowane w jednym miejscu, w ścianie wbity prowizoryczny wieszak na ubrania. Na nim ciepłe kurtki. Jest i szafka, a w głębi garażu posłanie, na którym pod wieloma warstwami koców pan Marek przesypia mroźne noce. Na stole ustawione w rządku m.in. cukier, butelka z wodą, pieczywo. – W nocy nie piję żadnych gorących napojów, bo potem jest mi jeszcze zimnej. Wydychane powietrze nie jest już parą, bo bardzo szybko zamarza – mówi. Na siebie zakłada kilka warstw ubrań. Podwójne skarpetki, swetry, kurtka. Unika mycia, bo potem czuje się jak z lodu. W ciągu dnia ma swoje ścieżki. Wie, gdzie ktoś mu zostawi słoik z zupą, gdzie może liczyć na chleb.
Przeżyć kolejny dzień
Garaże, altanki na działkach czy inne pustostany stają się domami dla tych, którzy nie poradzili sobie z problemami rodzinnymi, ekonomicznymi czy pociągiem do alkoholu. Stracili kontakt z najbliższymi, środki do życia, dach nad głową, znaleźli się na marginesie społeczeństwa, na samym dnie. W efekcie jedni lokują się gdzieś w pojedynkę, praktycznie unikając kontaktów, inni wolą mierzyć się z każdym dniem w grupie. Zimą do jednych i drugich z codzienną pomocą starają się docierać Krzysztof Moczko i Artur Wilpert, pracownicy Caritas Diecezji Opolskiej. – W mroźny ranek nic nie zastąpi termosu gorącej kawy czy herbaty, cukru, czekolady, zapałek, świec i pieczywa. To wszystko dowozimy na pustostany – opowiada Artur Wilpert. – Niektórzy bezdomni, przychodzący do Misji Garażowej, długo nie chcą zdradzić nam swoich kryjówek. Jednak dopiero kiedy możemy zobaczyć, w jakich warunkach śpią, możemy też konkretnie im pomóc. Czasem kilka koców nie wystarczy, a zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest nawet najbardziej prymitywne łóżko polowe, bo ono nie dotyka podłogi – wyjaśnia Wilpert, który od wielu lat pracuje z bezdomnymi.
Bez zaufania ani rusz
Kiedy przyjeżdżają do pustostanu, nie tylko przekazują rzeczy, ale starają się nawiązać rozmowę. – By pomóc ludziom bezdomnym, trzeba odkryć ich ścieżki i dyskretnie im towarzyszyć. Trzeba zdobyć ich zaufanie i sensownie pytać o potrzeby. Trzeba się z nimi i z ich problemami zaprzyjaźnić. Inaczej nie ma mowy o skutecznej pomocy. Jeśli bezdomni nam nie zaufają, to zmieniają kryjówkę i już ich nie odnajdziemy – podkreśla Artur Wilpert. Pracownicy Caritas poznali topografię bezdomności w Opolu. Wiedzą, jak spędzają dzień ci, którzy zamieszkali w pustostanach. Zimą regularnie odwiedzają ok. 20 osób, przywożąc im to, co pozwoli przeżyć jeszcze jedną dobę. Czasem bezdomni proszą o golarkę czy rozmowę telefoniczną z kimś z rodziny, a kiedy potrzebne jest opatrzenie ran, do akcji wkraczają pielęgniarki Caritas. – Współpracujemy z organizacjami pomagającymi bezdomnym, z noclegownią, ze schroniskami. Czasem udaje nam się przekonać kogoś, by zgodził się pojechać do schroniska. Niestety w 99 proc. przypadków po kilku tygodniach wraca. Obowiązkowość, wymagania co do punktualności czy trzeźwości przerastają go. Niemniej zimą cieszę się z każdego takiego pobytu w schronisku. To dla bezdomnych jak wyjazd do sanatorium, gdzie przez jakiś czas kąpią się, regularnie jedzą i mieszkają w ciepłym. Wracają do pustostanów z większymi siłami i szansami na przeżycie – mówi koordynator pomocy.