O pielgrzymowaniu rozmawiamy z Haliną, Danutą i Beatą ze strumienia nyskiego.
- Przygotowań wielu nie było, bo do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy będę mogła pójść na pielgrzymkę. Byłam przeziębiona, miałam problemy z kręgosłupem, ale udało się wszystko opanować - mówi Halina Cholewicka z „szóstki” żółtej, która na Jasną Górę wyruszyła po raz 5.
- Bardzo chciałam iść. Planowałam to już od roku, bo przed rokiem nie dostałam urlopu i z tego powodu szłam tylko połowę drogi - wyjaśnia pątniczka. Opowiada, że pierwszy raz pielgrzymowała zaraz po maturze, wówczas szła do Częstochowy z Opola. - Powiedziałam sobie, że jeszcze kiedyś pójdę na Jasną Górę. I 4 lata temu zachęciła mnie koleżanka. A teraz ja zachęcam córkę. Myślę, że po maturze pójdzie pierwszy raz - dopowiada.
- Droga na Jasną Górę jest dla mnie czasem przemyśleń, refleksji nad życiem, nad codziennością. Pielgrzymka daje mi siłę na przetrwanie kolejnego roku, daje siłę w zawirowaniach życia, w różnych problemach - podkreśla Halina. Przyznaje, że w czasie pielgrzymki ceni sobie modlitwę, wsłuchiwanie się w słowo Boże, a zwłaszcza moment wejścia na Jasną Górę, który mocno porusza serce.
"Szóstka" żółta to pielgrzymi m.in. z parafii Matki Bożej Bolesnej w Nysie i dekanatu paczkowskiego. Ich przewodnikiem duchowym ks. Józef Zwarycz Anna Kwaśnicka /Foto Gość
Również w „szóstce” żółtej, ale po raz pierwszy, na szlak wyruszyła Danuta Miras z werbistowskiej parafii Matki Bożej Bolesnej w Nysie. - O pielgrzymce słyszałam od zawsze. Każdego roku ksiądz w kościele zapraszał, by iść chociaż jeden raz. Od trzech lat już się przymierzałam do tej decyzji i wreszcie przyszedł ten moment, że się zapisałam. W grupie idzie wielu moich znajomych, więc nie mam czego się obawiać. Czuję, że dam radę - opowiada Danuta.
Jak wyglądały przygotowania? - Poszłam w ubiegłą niedzielę na spotkanie, na którym usłyszałam, co trzeba zabrać, jak się przygotować. Torbę i podręczny plecak spakowałam, dobry humor też zabrałam. Ufam, że będzie dobrze. Cieszę się też, bo pierwszy raz będę na Górze św. Anny. Jeszcze nie byłam w tym sanktuarium - mówi pątniczka.
Przyznaje, że na Jasną Górę niesie przede wszystkim podziękowania. - Chcę podziękować za to, co jest, i poprosić o zdrowie, bo to najważniejsze - podkreśla Danuta.
Również po raz pierwszy idzie Beata Bukartyk z parafii św. Marcina w Ratnowicach, wędrująca na Jasną Górę w „szóstce” czerwonej. - To znaczy to będzie pierwszy raz, kiedy chcę przejść całą trasą. W ubiegłym roku też już szłam, ale tylko dwa dni. Na więcej nie było możliwości - przyznaje. Pierwszego dnia na szlaku towarzyszą jej bliscy, później zostanie jako ich reprezentantka.
- Często jeździliśmy rodzinnie na Jasną Górę. Przynajmniej dwa razy w roku spędzam też w Częstochowie kilka dni na skupieniu. I w końcu dojrzałam do tego, żeby pójść tam na pieszo - mówi Beata. Dodaje, że ważną rolę odegrało motywowanie ze strony księdza proboszcza, ks. Jacka Chromniaka, który odkąd jest w Ratnowicach mocno zachęca do pielgrzymowania i rzeczywiście coraz więcej parafian podejmuje decyzję i rusza w drogę.
- Pielgrzymowanie jest dla nas okazją do budowania wspólnoty parafialnej, do lepszego poznawania się. Wspólne wędrowanie łączy, dlatego później łatwiej jest w parafii coś wspólnie zrobić - zauważa Beata.
Pielgrzymka jest dla niej czasem rekolekcji, który obok budowania wspólnoty, niesie też czas na wyciszenie się. Co jest możliwe podczas wieczornych nabożeństw i adoracji. Beata przyznaje, że bardzo lubi chodzić i dystans, który mają do pokonania, nie przeraża jej. Rodzinnie była na Światowych Dniach Młodzież w Krakowie, więc szukanie noclegu też ją nie przeraża. - Oddaję to wszystko Panu Bogu - mówi wprost. Na Jasną Górę niesie nie tylko swoje intencje, ale też wiele próśb od bliskich i znajomych. - Niosę prośby w chorobie, w różnych niepowodzeniach. Ale to nie tylko prośby, bardzo ważne są też intencje dziękczynne - dopowiada.
Czytaj także: