Nysa. Zakończył się turnus rehabilitacyjny dla rodziców żołnierzy poległych na misjach, na kolejny przyjadą dzieci i wdowy.
W sumie od 1953 r. życie podczas misji pokojowych czy stabilizacyjnych straciło 119 żołnierzy. Najwięcej, bo 44 w Afganistanie, ale też w Iraku, Libanie, Syrii, Kambodży, Bośni i Hercegowinie, Macedonii, Kosowie, w Korei (w latach 50.) czy Egipcie (w 70.).
- Mówi się, że żołnierze nie umierają, tylko idą na wieczną wartę. I my mamy takie wrażenie, że oni nadal są, żyją, lada chwila staną w drzwiach… - stwierdza jedna z matek, prosząc, by ludzie zachowali pamięć o poległych.
Przyjechali z całej Polski - choć oczywiście nie wszyscy - by spędzić ze sobą tydzień, na zaproszenie Dworu Biskupiego w Nysie i Fundacji Stratpoints.
W trakcie pobytu zwiedzili fort i miasto, popływali po jeziorze nyskim i wzięli udział w koncercie. Ale przede wszystkim dzielili się swoim bólem, nie wstydząc się łez, drżenia głosu i ściśniętego gardła. Wiedzą, że inni przeżyli to samo i zrozumieją. Wszyscy, czy ich syn zginął kilkanaście lat temu, czy przed rokiem, czują, jakby to było wczoraj, nadal nie mogą w to uwierzyć.
Może dlatego, że nie mogli zobaczyć ciała, śmierć syna wydaje im się taka nierealna. Ze zdjęcia w komputerze, na Skypie, przez który się kontaktowali, patrzy nadal jak żywy... Niemal każda z mam ma fotografię syna w portfelu, telefonie komórkowym, w papierowych albumach, przystojny wojak zerka ze zdjęć na ścianach i szafkach…
Po nich jeszcze w sierpniu przyjadą do Nysy żony i dzieci poległych.
Uczestnicy są wdzięczni właścicielom Dworu Biskupiego za zaproszenie. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćPamięć i pomoc
- Naszym celem jest wspieranie weteranów i rodzin poległych żołnierzy. Te rodziny są związane z wojskiem tragedią, która ich dotknęła. Ich wyobrażenie o wojsku pozostanie bolesne, ale najważniejsze, żeby nie poczuli się pozostawieni sami sobie - tłumaczy prezes Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints gen. broni rez. dr Mirosław Różański. - Pomysłów mamy dużo, ale ograniczeniem są finanse, bo nasza fundacja nie ma wsparcia ze strony rządowej, opieramy się na darczyńcach. Zaczęliśmy od paczek na święta dla dzieci poległych żołnierzy. Cieszymy się, że udało się zorganizować ten turnus, jesteśmy wdzięczni właścicielom Dworu Biskupiego za zaproszenie tych rodzin - dodaje.
- Dowiedzieliśmy się o inicjatywie fundacji Stratpoints i chcieliśmy jakoś pomóc. To są osoby, które nieraz przeszły cały syndrom stresu pourazowego, te dramatyczne wspomnienia wciąż do nich wracają. Staraliśmy się zorganizować im ciekawy program, ale przede wszystkim to oni sami, będąc w swoim gronie, najlepiej sobie pomagają przez wspólnotę losu, wymianę doświadczeń - uzasadnia Piotr Przybyłowski, dyrektor domu opieki Dworu Biskupiego.
Wszyscy uczestnicy są wdzięczni za pamięć, wsparcie i możliwość pobytu razem w tak pięknym miejscu.
- To wielka sprawa dostać wsparcie od takich samych matek jak ja - podkreśla Zofia Janik ze Zduńskiej Woli. Jej syn Sylwester zginął we wrześniu 2013 roku w Afganistanie, zostawiając żonę i synka. - Kiedy po raz pierwszy zaproszono mnie na wigilię do jednostki syna, a z niej poległo dziesięciu żołnierzy, byli tam m.in. ich rodzice. Siedzieli w swoim gronie, ja dołączyłam do nich, ale myślałam sobie: „Co ci ludzie tam robią?! Rozmawiają, śmieją się...". A ja szłam jak na szafot. Ale dzięki temu spotkaniu uwierzyłam, że muszę sobie poradzić, że muszę żyć dalej. Przyświeca mi cel, że tak trzeba. A psycholodzy nie są w stanie tak pomóc jak ci, którzy też to przeszli.