Spotkanie Młodych w Wołczynie k. Kluczborka potrwa do piątku. Dołączyć można w każdej chwili.
- Mamy uczestników z całej Polski, a także z zagranicy. Większość nie jest związana z kapucyńskimi placówkami duszpasterskimi. Sporo osób o Wołczynie dowiaduje się od kogoś na zasadzie: byłem, było fajnie, przyjedź – mówi brat Mateusz Magiera OFM Cap, rzecznik wołczyńskiego Spotkania Młodych.
Bracia Mniejsi Kapucyni prowincji krakowskiej Spotkanie Młodych w Wołczynie k. Kluczborka organizują po raz 27. W programie jak zwykle są spotkania w grupach, konferencje, świadectwa wiary, koncerty (ks. Jakub Bartczak, KapEl’a i Luxtorpeda), codzienna Msza św., wieczorne nabożeństwa. I możliwość rozmów z braćmi kapucynami bądź siostrami zakonnymi, których tu nie brakuje.
- W tym roku mamy wyznaczony limit osób na spotkanie: 250 osób niezaszczepionych. W pierwszy dzień spotkania (poniedziałek 12 lipca) mniej więcej jedna czwarta osób była w pełni zaszczepiona. Z powodu limitu mamy więc w tym roku mniej uczestników. Ale całkowitą ich liczbę będziemy w stanie podać dopiero po spotkaniu, bo niektórzy przyjeżdżają na jeden albo dwa dni - mówi br. Mateusz.
We wtorek po południu w spotkaniach w małych 11-12 osobowych grupach uczestniczyło około 200 młodych.
Kamila Wensierska przyjechała na Spotkanie Młodych z Pelplina. Andrzej Kerner /Foto Gość- Do przyjazdu zachęciła mnie siostra, która kiedyś była na spotkaniu w Wołczynie. Bardzo takiego spotkania potrzebowałam, bo przez tę pandemię dawno nie doświadczyłam spotkania w dużym gronie rówieśników. Widzę, że młodzi ludzie odchodzą od Kościoła często łapiąc się na wypowiedzi na ludzi niechętnych. Ale Pan Bóg jest dżentelmenem i będzie na nas czekał, nie wchodzi z butami w nasze życie. Jest na to czas. I Kościół też będzie się odbudowywał. My musimy być świadectwem. Jeśli będziemy pokazywać, że w Kościele jest super i że księża też są super –bo są- to młodzi ludzie będą przychodzić. A takie spotkanie jak Wołczyn jest dobre dla młodych właśnie: bo tu Pana Boga możemy odkrywać w każdej sferze: w spotkaniach z ludźmi, w modlitwie, na zabawie i koncertach. To jest wspaniałe - mówi Kamila Wensierska z Pelplina, która właśnie skończyła studia na Akademii Muzycznej w Poznaniu.
Wśród wielu braci kapucynów (braćmi nazywają się w tym zakonie także księża, którzy w innych zgromadzeniach tytułowani są „ojcami”) widocznych wokół kościoła, amfiteatru i pola namiotowego w Wołczynie był we wtorek 13 lipca także br. Benedykt Pączka, misjonarz w Republice Środkowoafrykańskiej, twórca pierwszej szkoły muzycznej w tym kraju (więcej o tym TUTAJ) – jednym z dziesiątki najbiedniejszych krajów świata, wstrząsanym wciąż krwawymi rebeliami. – U nas, w RŚA nie narzekamy na brak młodzieży. Jest jej full i wręcz męczą nas. Nie jesteśmy w stanie się obrobić. Teraz jestem w Polsce i nie widzę młodych ludzi w kościołach. Młodzi się nie garną. Moim zdaniem: może brakuje przewodników? Jeżeli jest dobry pasterz, to za nim idą owce. Jeżeli są źli pasterze, to owce nie idą za nimi. Trzeba mieć kontakt personalny z młodzieżą, z daną konkretną osobą. Jak nie masz tego kontaktu to idą w inne rzeczy, nie przychodzą do Kościoła – mówi br. Benedykt.
Br. Benedykt Pączka OFMCap z trzema uczniami założonej przez siebie African Music School. Andrzej Kerner /Foto GośćWięcej w Gościu Opolskim nr 29/ 25 lipca