Tym razem uczestniczył w nim także misjonarz ks. Robert Dura, proboszcz parafii Affem Kabye.
W niedzielę 25 lipca w rodzinnej, rowerowej wyprawie wzięło udział ponad 250 osób. Cel: wsparcie dla Togo, dla dziewczynki, o której opowiedział sam misjonarz.
– W tym roku chciałbym pomóc czternastolatce z naszej parafii, Claire, która ma chorą, wykrzywioną nogę. Nie może się przez to normalnie poruszać. Jest radosna, pogodna, ale nie może chodzić, tańczyć jak inni, choć próbuje. Cieszyłbym się, gdyby udało się nazbierać na jej leczenie, by mogła być jak inne dzieci – tłumaczy ks. Robert Dura, dodając: – Podziwiam organizatorów, że udało im się wyciągnąć z domów tyle ludzi. Taki rajd to fantastyczna sprawa! Cieszę się, że mogłem tu przyjechać, że mój urlop wreszcie zgrał się z terminem rajdu – podsumowuje.
Parafię Nawiedzenia NMP w Cisku odwiedza od lat – już jako dziecko przyjeżdżał tam na wakacje do matki chrzestnej. Później, już jako misjonarz, na zaproszenie ks. Józefa Sykosza, opowiadał o życiu ludzi w Afryce. Kilka lat temu powstała inicjatywa „Przybij piątkę dla Togo”, która wspiera go finansowo i modlitewnie. (Więcej o tym tutaj)
– Trudno zliczyć, jak wielka to pomoc, ja widzę w tym palec Boży. Wiele razy było tak, że nie wiedziałem skąd oczekiwać pomocy, a tu nagle pani Basia z tej grupy informuje mnie, że coś przesyłają. To motywuje bardzo do działania – mówi misjonarz od 25 lat posługujący w Togo. Wspomina o niektórych efektach tej pomocy np. wymianie okien w ośrodku zdrowia, licznych spotkaniach bożonarodzeniowych i innych, które dla wielu dzieci były jedną z rzadkich okazji, by się najeść do syta.
Ks. Robert Dura, tuż po zakończeniu rajdu, ubrany w strój szefa afrykańskiej wioski. Karina Grytz-Jurkowska / Foto GośćA nawiązując do minionego tygodnia św. Krzysztofa i wsparcia przez kierowców zakupu środków transportu dla misjonarzy przez MIVA Polska (więcej o tym tutaj) dopowiada: – To bardzo ważne dla nas. Już w 2009 r. otrzymałem samochód od MIVA Polska, zakupiony właśnie z tych grosików za bezpiecznie przejechane kilometry. Miałem też motocykl a w ubiegłym roku dostałem kolejne, porządne auto, wysokie, z napędem na cztery koła. Musi być takie, by wytrzymało w różnych warunkach, bo niewiele jest dróg asfaltowych. Takim dojadę niemal wszędzie, mogę zabrać 13 osób, a jak jadę do pobliskiego miasta (to ok. 60 km), to przeważnie zabieram ileś osób, przewożę też różne rzeczy. Teraz pokonuję trochę mniej kilometrów, bo powstała nowa parafia, przez pandemię też jeździłem trochę mniej, ale rocznie było to ok. 35-40 tys. km, średnio 700 km na tydzień.
To już 18. rajd, który zainicjował cisecki oddział PTTK. Trasa jak zwykle łatwa, długości ok. 10 km a tempo wolne, żeby każdy mały smerf mógł ją pokonać. Jechały brzdące na małych rowerkach, często nawet z bocznymi kółeczkami, całkiem mali w koszyczkach z rodzicami, młodzież, babcie i dziadkowie, zabezpieczani przez straż i policję.
To rajd dla dużych i małych, przyjemny i rodzinny. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość– Nie liczyliśmy na tak dobrą frekwencję, tym bardziej po pandemii i że termin jest przesunięty, ale cieszymy się z tego bardzo. Na końcu dla wszystkich jest poczęstunek: domowe ciasta, grill i wata cukrowa, gry dla dzieci, ogromne bańki i klauny, malowanie twarzy i warkoczyki, okazja do obejrzenia samochodu policji, straży i przejażdżka quadem, a chętni mogli się zaszczepić przeciw COVID-19. Przy okazji wspieramy Togo i ks. Roberta Durę – cieszymy się bardzo z jego obecności i że pożyczywszy rower też pojechał z nami – podsumowuje Mariusz Cichoń, współorganizator.
Zadowoleni są też inni: – Urodziłam się w Cisku, ponad 20 lat mieszkam w Kędzierzynie-Koźlu, ale dopiero wróciłam z Niemiec. Wzięłam udział w rajdzie, bo znajomi mnie namówili i jest super! – uśmiecha się Urszula Niedojadło. – Ja mieszkam tu od niedawna, więc chciałam pojechać z córką, tym bardziej, że szczytny cel. A przy okazji poznałam krótszą trasę – przyznaje Renata z Landzmierza z córką Mają.
Po rajdzie wspólnie spędzone popołudnie - tu ks. Robert Dura, ks. Józef Sykosz oraz współorganizatorzy imprezy. Karina Grytz-Jurkowska / Foto Gość