- Tu wiele zobaczyliśmy, usłyszeliśmy w głębi serca i przeżyliśmy w tym wspólnym kroczeniu z wiarą za Jezusem, w duchu Ewangelii - podkreśla bp Andrzej Czaja.
W roku jubileuszowym 50. rocznicy ustanowienia diecezji opolskiej, w trakcie trwania synodu, na wspólne przejście Nyską Drogą św. Jakuba zaprosił wiernych bp Czaja. Rozpoczęło się w czwartek 30 czerwca w Głuchołazach, skąd wyruszyła prawie 40-osobowa grupa, a zakończyło w niedzielę 3 lipca w Skorogoszczy.
W ciągu tych czterech dni był upał, przechodziły też ulewa i grad.
- Pan Bóg pokazał nam, jak niewiele trzeba - po prostu razem iść, w jedności, z wiarą, dziękować za Kościół, który stanowimy. I okazuje się, że i pokój wraca, jest radość w sercu, i łatwiej usłyszeć głos Boga czy natchnienia Bożego Ducha w tym słowie, które wybrzmiewa, w wystroju świątyni - podsumowuje bp Czaja. - Widzimy też, jak Pan Bóg nam towarzyszy, wspiera nas i jak skutkuje modlitwa wsparta trudem. Pan dał nam bardzo wyraziste znaki w tych dniach: tam, gdzieśmy szli - w Głuchołazach, Nysie, Pakosławicach, Prusinowicach ludzie tak bardzo chcieli deszczu i otrzymali go w obfitości. Stąd też uwaga i do rolników, i do nas wszystkich - podczas tych procesji błagalnych, np. w dni krzyżowe, rolnicy zawsze dawali dobry przykład i proszę, by dalej tak było. Jeśli chcemy coś uprosić, dostąpić jakichś łask od Boga, musimy tę modlitwę poprzeć jakimś znojem, ofiarą.
W miejscach postoju był czas na modlitwę, ale też poczęstunek. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćRoman Bola z Woźnik k. Tarnowskich Gór przyjechał na nyskie camino z żoną i wnukiem Frankiem. - Ja już chodzę od paru lat. Jak się raz zacznie, to trudno przestać. Wybieramy się zwykle grupą - gdy tylko ktoś zaproponuje, to kto może, idzie. Wnuk idzie z dziećmi znajomej rodziny. Idziemy tylko w pojedyncze dni, bo inne obowiązki nie pozwalają na więcej, ale i z tego się cieszymy - opowiada. - Pokonaliśmy już szlaki częstochowski, raciborski, beskidzki, a teraz nyski. Nie mamy specjalnej intencji, chcemy po prostu trochę wypocząć z Bogiem - dodaje Donald Kasprzyk z grupy caminowiczów z Bytomia, Lublińca, Tarnowskich Gór i Toszka.
- Ja idę od Głuchołaz. Ten pierwszy odcinek był najtrudniejszy, bo najdłuższy i upalny. W piątek mieliśmy deszcz z gradem, ulewę. Lubię wędrować po górach i brakowało mi już tego. Tempo jest spokojne, można porozmawiać np. z księdzem biskupem, a i to, co mówi w rozważaniach do słowa Bożego, daje do myślenia. Jeździłem też na różne pielgrzymki, do Guadalupe i do Rzymu trzy razy, Medjugorie, przeszliśmy hiszpańskie camino, ale tu jest inaczej, a te kościoły po drodze i gościnność ludzi mnie zachwyciły - opowiada Ewald Mrugała z Opola.