W sobotę było uroczyste otwarcie, a już od poniedziałku korzystają z niego pierwsi pacjenci.
Dzień ten był okazją do wspominania początków budowy stacjonarnego hospicjum w 2009 r., poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, trudnościach i wsparciu różnych osób i instytucji, ale przede wszystkim prowadzeniu Pana Boga, św. o. Pio i św. Józefa, znakach utwierdzających ich w słuszności działań.
- Nie mieliśmy pieniędzy, wiedzy, ale mieliśmy coś, co było najważniejsze dla nas: ogromne pragnienie pomocy nieuleczalnie chorym i założenia domu ulgi w cierpieniu. Trwało to długo, bywało ciężko, tym bardziej, że podjęliśmy decyzję, by budować bez kredytu, ale się udało z pomocą nieocenionych ludzi. Dlatego dziś stajemy, by podziękować Bogu. Myślę, że to Jego dzieło, my jesteśmy tylko jego narzędziem - mówił ze wzruszeniem Sławomir Kołecki, obecny prezes stowarzyszenia.
Były podziękowania, przemówienia, deklaracje wsparcia i prezenty od samorządowców i gości, uroczyście przecięto wstęgę, poświęcono obiekt a potem był czas na zwiedzanie, poczęstunek i rozmowy. Świętowanie zakończył wieczór uwielbienia z zespołem Effatha.
Poszczególne pomieszczenia poświęcił bp Waldemar Musioł. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Zakończyliśmy budowę, ale teraz trzeba utrzymać ten budynek, ludzi. Gdy dziś ks. Krzysztof Jakubowski, proboszcz parafii w Smardach, przekazał mi listę osób, które zadeklarowały wsparcie hospicjum przez kolejne miesiące, był to dla mnie kolejny cud, bo wiadomo, że kontrakt z NFZ nie pokrywa wszystkich kosztów. Pozyskujemy 1,5 % z podatków, wiele osób zamiast kupować kwiaty np. na pogrzeb ofiarowuje nam te pieniądze, robimy też różne akcje, kwesty - wylicza Sławomir Kołecki.
Budowa hospicjum onkologicznego pochłonęła ok. 5,8 mln zł. Finansowo wspierały samorządy, sponsorzy i prywatni darczyńcy.
- Przez cztery lata przy budowie pracowali skazani z Zakładu Karnego w Kluczborku, dzięki czemu udało się zaoszczędzić co najmniej 400 tysięcy zł, tym bardziej, że obiady ze swojej restauracji-pałacu w Pawłowicach przez dwa lata dowozili im Ewa i Beniamin Godylowie, pomagali też byli mieszkańcy np. jeden profesor uniwersytecki podczas wakacji szpachlował ściany. Łatwiej byłoby np. wygrać pieniądze i zlecić to jakiejś firmie, ale wierzę, że Pan Bóg miał inny plan i czas spędzony tutaj był ważny dla każdej z tych osób, które z nami pracowały - twierdzi z przekonaniem Sławomir Kołecki.
Na razie zakontraktowane jest 10 miejsc, może w nim znaleźć opiekę 16 pacjentów. Budynek jest też siedzibą hospicjum domowego, poradni medycyny paliatywnej, specjalistów: prawnika, psychologa, fizjoterapeutów. Cały zespół będzie liczył ok. 20 osób, są też wolontariusze. Prócz pokoi pacjentów jest kaplica (więcej o niej tutaj), sala fizjoterapeutyczna a także zimowy ogród z dużymi oknami i kwiecistą tapetą, gdzie wkrótce stanie pianino i liczne kwiaty. Jest także przyległa do kaplicy część zaplanowana jako Centrum Dziennego Pobytu, którego patronką została dr. Ewa Cholewińska, zmarła żona dr. Janusza Cholewińskiego, jednego z inicjatorów założenia hospicjum i szefa zespołu medycznego. To on wraz z córką Marią przecięli wstęgę do Centrum.
Patronką Centrum Dziennego Pobytu, poświęconego w sobotę została Ewa Cholewińska. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Nie byłoby tego naszego marzenia, niosącego pomoc tak wielu ludziom gdyby nie osobiste, trudne doświadczenia, które po ludzku zdawały się nas przerastać. W marcu 1989 roku sam przeżywałem dramat podobny do tego, w jakim dzisiaj uczestniczę, służąc już tysiącom naszych pacjentów. U mojej żony Ewy, początkującego wówczas lekarza pediatry rozpoznano wówczas guza mózgu - opowiadał dr J. Cholewiński, dotychczasowy wiceprezes stowarzyszenia „Hospicjum Ziemi Kluczborskiej Św. Ojca Pio”. - Ten niezwykle trudny czas towarzyszenia jej w chorobie stał się przełomem także dla mnie jako lekarza, bo zmienił mój sposób myślenia o pacjentach nieuleczalnie chorych. I tak przez lata w naszym domu kiełkowało pragnienie stworzenia hospicjum. Od rozpoczęcia działalności domowego hospicjum Ewa stale była obecna w jego życiu, codziennie je omadlała, w jego intencji ofiarowywała swoje cierpienie i niepełnosprawność. Odeszła do Pana w 2015 r. pod opieką hospicjum, którego była inspiratorką i orędowniczką. Chciałbym, żeby to Boże dzieło nadal się rozwijało, byśmy jak najlepiej służyli tym, do których Pan Bóg nas pośle czy to w domach czy w budynku tego Domu Ulgi w Cierpieniu.
- Przez wiele lat byłam zazdrosna o to hospicjum, bo było to jakby ich trzecie dziecko moich rodziców, w pewnym momencie najbardziej ukochane. Przez wiele lat zadawałam Panu Bogu pytanie, dlaczego mama była chora przez tyle lat. Teraz już wiem dlaczego - kiedy towarzyszyłam jej w odchodzeniu zrozumiałam, że na tych popiołach naszego życia rodzinnego, wielu poświęconych planów wyrosły róże tego hospicjum i dzisiaj za to Panu Bogu dziękuję - dodaje jego córka.
W uroczystości otwarcia wzięło udział wiele osób, które przez lata wspierały budowę hospicjum. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćDr Cholewiński zrezygnował teraz z funkcji w zarządzie, by poświęcić się posłudze pacjentom i rozwijaniu kompetencji zespołu medycznego.
- To hospicjum stacjonarne nie jest zamiast opieki domowej, ale ją uzupełnia np. dla tych, którzy nie mają rodziny albo nie jest ona w stanie zapewnić choremu opieki. Wyjątkową częścią jest pokój rodzinny - pomyślany jako miejsce, gdzie np. starsze osoby, z których jedna choruje onkologicznie będą mogły razem spędzić czas, który im pozostał, albo bliscy, często oszołomieni wieścią o chorobie bliskiego będą mogli pod okiem personelu oswoić się z tym i nauczyć się nim zajmować. Centrum Dziennego Pobytu na razie NFZ nie finansuje, ale może w przyszłości będą mogli tam spędzać kilka godzin dziennie pacjenci w dobrym stanie, których bliscy są w pracy. Trzeba mieć wizję... - stwierdza.